Było długie ,ciepłe ,letnie popołudnie. Słońce unoszące się bardzo wysoko rozgrzało temperaturę falującego od gorąca powietrza tak bardzo ,aż każdy kto wyszedł na zewnątrz czuł suchość w ustach i pierzchnące wargi ,które co chwila trzeba było oblizać i napić się chłodnej ,butelkowanej wody ,aby nie dać uschnąć swojemu wyczerpanemu od upału ciału, ale nie wszystkim przeszkadzała taka pogoda. Dla Justina była wręcz wymarzona. Uwielbiał ,gdy ciepłe promienie słońca dodawały jego policzkom purpurowego koloru ,a skóra brązowiała ulegając warunkom panującym na zewnątrz. Zawsze rozsiadał się na ganku tuż przed domem wyciągając z domu swoje ulubione wiklinowe krzesło w kolorze jasnego brązu i zasiadał na nim niczym król opierając na jego poręczach dłonie. Dziś również tak było. Otworzył duże ,szklane drzwi prowadzące do tego miejsca i wziął pełen ulgi ,głęboki oddech napawając się zapachem świeżego ,gorącego powietrza i subtelnym zapachem jego męskich perfum unoszących się pod wpływem temperatury ,gdyż alkohol w nich zawarty zaczął parować. Przeczesał zmysłowo ręką ciemne blond włosy i rozprostował palce u dłoni strzelając przy tym kostkami. Stanął na drewnianym podeście ,gdy nagle jedna z ciemnych drewnianych desek zaskrzypiała pod jego ciężarem na co szybki zareagował niemalże odskakując na bok i zaśmiał się cicho pod nosem rozmyślając jak głupio musiał właśnie wyglądać. Spojrzał dookoła na pobliskie domy rozciągające się wzdłuż sąsiedztwa ,w którym mieszkał. Ten widok zawsze przyprawiał go o gęsią skórkę ,ale tylko dlatego ,że bardzo to kochał. Los Angeles było naprawdę wspaniałym miejscem ,lecz nie wszyscy to zauważali .gdyż nie wiele osób było stać na to by zamieszkać na tak zwanych ,,country" ,czyli przedmieściach. Nie było oczywiście stać w tym sensie ,iż większość osób zamieszkiwała w centrum miasta ,aby panoszyć się swoim majątkiem. Myśleli ,że w ten sposób będą osobami bardziej szanowanymi ,lecz Justin nigdy nie zwracał uwagi na takie osoby ,a na dzieci wywodzące się z tamtych okolic mówił ,,sarkastyczne snoby". Te dzieciaki były dla niego niczym wyidealizowane roboty ,które robiły wszytko co kazali im rodzice ,ponieważ ich mózgi zostały wyssane przez ich opiekunów już wtedy ,gdy mieli zaledwie kilka lat. Takie właśnie wyobrażenia miał o nich Justin . Twierdził ,że robili to wszystko tylko po to ,aby wyłudzić jak największą ilość pieniędzy od rodziców jaką mieli dostać jako tak zwane ,,kieszonkowe". Może to śmieszne ,ale markowane ciuchy były jedynym powodem dla ,którego zachowywali się jak najcudowniejsze dzieci wzięte spod słońca. Justin miał ich sporo ,ale nie przywiązywał uwagi do swojego wyglądu zbyt często mimo ,iż był uważany za najprzystojniejszego chłopaka w swojej okolicy ,szkole jak i reszcie miasta. Miał to po prostu gdzieś. Został wychowany w dobrej rodzinie i mimo rozwodu rodziców nadal nie przestał być kochanym dzieckiem ,ale nie dlatego ,że robił to po coś. On po prostu był sobą i starał się okazywać miłość mamie jak i przyjaciołom choć czasem miał gorsze dni i musiał je odreagować w jakiś sposób. Nie lubił ranić i zawodzić innych .To uważał za najgorsze co mógłby komuś wyrządzić ,więc ,gdy coś było nie tak po prostu uśmiechał się ,albo odchodził by przemyśleć sprawę.
-Eh. Wynocha!-Zaczął machać ręką w zabawny sposób krzycząc na czarno-żółtą ,małą osę próbującą użądlić go w każdy możliwy w tym momencie sposób,aż z perfekcją mistrza karateki uderzył w nią ręką ,a ta odleciała szybkim ruchem machając swoimi małymi skrzydełkami z uciążliwym dla ucha odgłosem.-I żebym Cię tu więcej nie widział!-Krzyknął raz jeszcze . Tak krzyknął do owada, ale dość często to robił ,ponieważ rozbawiał w ten sposób swoją sąsiadkę Panią. Brick, która również w tej chwili go obserwowała z wielkim uśmiechem rozprowadzającym się gwałtownie po jej starej , lecz papuśnej twarzy. Dwa duże rumieńce sprawiały ,że wyglądała niczym mała dziewczynka ,którą kiedyś była ,a głębokie ,czarne oczy migotały w promieniach słońca niczym dwa małe płomyki.-Dzień Dobry!- Justin uśmiechnął się nadzwyczajnie szeroko i ukłonił bardzo nisko puszczając przy tym oczko w miłym geście.
-Dzień Dobry Justinie.-Staruszka odwzajemniła uśmiech i skinęła delikatnie głową ,ponieważ jej wiek nie pozwalał już na wygibasy ,które preferował chłopak. Justin zrobił krok do przodu i zbiegł żwawym ruchem po trzech drewnianych schodkach ganku kierując się w jej stronę. Przemierzył krótkie zielone morze skoszonego trawnika i stanął tuż przy werandzie domu Pani Brick. Wygiął łopatki do tyłu mrużąc lekko oczy i oblizując zmysłowo usta. Zaczerpnął głęboki oddech napawając się słodką wonią czerwonych ,pięknych kwiatów rosnących na podwórku.
-Kocham ten zapach.-Ukazał swoje śnieżnobiałe zęby ,a jego ciemne brązowe oczy zaiskrzyły.
-Wiem o tym dobrze.-Kobieta podparła się o jego dłoń ,którą właśnie wystawił by ta mogła zejść po schodach.-Jeśli chcesz mogę dać ci gałązkę tego krzewu. Z pewnością puści korzenie ,ponieważ macie tę samą glebę co ja ,choć nie jestem tego taka pewna, gdyż wasz pies Burry często się tam załatwia.-Staruszka zaśmiała się głośno z lekką suchością w głosie i zakaszlała czując ostry ból w klatce piersiowej ,ale Justin był do tego przyzwyczajony ,więc chwycił jej małą ,pulchną ,suchą dłoń i uśmiechnął się lekko ją głaszcząc.
-Byłoby mi bardzo miło. Mama na pewno by się ucieszyła. Ona również je kocha. Kocha rośliny prawie tak bardzo jak kochała tatę.-Jego twarz zrzedła ,a spojrzenie powędrowało na białe ,markowe adidasy ,które właśnie miał na swoich przyodzianych w krótkie ,zwiewne czarne spodenki , wytatuowanych nogach.
-Kochanie. Nadal to samo? Od rozwodu minął już ponad rok. Powinieneś już zapomnieć. Przecież masz kontakt z ojcem.-Jej głos był bardzo ciepły i stanowczy ,a kolorowa ,zapleciona wokół jej głowy chusta ,chroniąca ją przed słońcem sprawiała ,że wyglądała na jeszcze bardziej przyjazną.
-Wiem. Wiem.-Wymamrotał zakłopotany czochrając dłonią swoje ciemne blond włosy i zagryzając delikatnie pełne ,kremowe ,wilgotne usta.-Po prostu brakuje mi tego co było kiedyś. Te nasze wspólne pikniki. Wspólne wyprawy . To było coś wspaniałego. Nie twierdzę ,że jest mi źle z mamą , bo jest naprawdę dobrze ,ale to całkiem inne uczucie ,gdy ma się przy boku dwie osoby ,na które zawsze można liczyć ,a nie jedną.-Klatka Justina powędrowała wysoko ku górze w pełnym oddechu tłumiącym emocje i opadła po chwili na dół pozwalając napłynąć ciężkim ,słonym łzom do oczu chłopaka.
-Kochanie.-Powiedziała spokojnie Pani Brick unosząc jego męski podbródek do góry i patrząc mu głęboko w oczy z ciepłym wyrazem twarzy.-Masz już siedemnaście lat. Czas najwyższy zacząć się bawić. Korzystać z życia! Uwierz kobiecie ,która ma osiemdziesiąt dwa lata. Naprawdę nie ma wtedy co już robić ,a póki jesteś młodzieńcem , a w dodatku takim przystojnym bierz sprawy w swoje ręce i leć!-Zaśmiała się kładąc swoją ciepłą dłoń na jego odkrytym ,opalonym do ciemnego brązu również wytatuowanym ramieniu.
-Dziękuję.-Powiedział Justin z uśmiechem na twarzy kładąc rękę na jej ręce i ściskając ją mocno w geście podziękowania. Poprawił swoją czarną koszulkę na ramiączka mocno przylegającą do jego ciała ,naciągając ją na swoje jędrne ,umięśnione biodra i wyprostował się lekko patrząc na godzinę ,którą wskazywał mu mały złoty zegarek zwisający na jego nadgarstku.
-Może czas znaleźć sobie jakąś dziewczynę? Hm?-Dodała uroczo kobieta, gdy Justin odwrócił głowę w kierunku ,w którym wskazała mu palcem staruszka ,a ku jego oczom ukazała się krocząca wzdłuż długiej ,szarej z dwoma żółtymi pasami na środku ulicy młoda dziewczyna wyglądająca na jego wiek. Jej długie, ciemne ,brązowe nogi połyskiwały od oliwki dla dzieci ,a bordowa ,przylegająca do jej smukłego ciała ,koronkowa sukienka pozwalająca na odkrycie zgranych pleców idealnie na niej leżała. Wysokie ,czarne buty na koturnie nieziemsko podkreślały jej nogi ,a krótkie, ciemnobrązowe , proste do ramion włosy połyskiwały w blasku słońca niczym najwspanialsze diamenty. Justin uśmiechnął się na jej widok i skierował się w jej stronę zostawszy popchnięty przez sąsiadkę jako coś aby dodać mu trochę otuchy choć nie był wstydliwym chłopakiem. Podszedł do niej bliżej i uśmiechnął się nadzwyczaj uroczo widząc ją z bliska. Wyglądała jeszcze bardziej ponętnie ,ale w tym samym czasie bezbronnie. Jej duże ,czarne oczy podkreślał ostry ,lecz nie przesadny makijaż ,który miała nałożony na swoją twarz ,a pełne ,namiętne usta pokryte były błyszczącą pomadką w kolorze delikatnego różu. Jej ciemna karnacja sprawiała ,że chłopak poczuł jak jego żołądek przeskakuje robiąc wywrotki z radości i podniecenia.
-Jestem Justin.-Zaczął pewnie swoim męskim ,zmysłowym głosem ,lecz jego ciemne brwi uniosły się do góry,gdy ta przeszła obok niego obojętnie nawet nie rzucając mu spojrzenia. Była to pierwsza dziewczyna ,która nie zwróciła na niego uwagi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz