sobota, 24 maja 2014

WYBUDZONY ZE SNU. KONIEC.



-To nie jest odpowiednia pora na żarty ,jeśli starasz się to zrobić.-Odparł nieco rozgniewany Alex ,poprawiając swoje kruczoczarne włosy ,a umięśnione ciało naprężyło się mocno pod wpływem słów, które rozbrzmiały w jego głowie i choć wiedział ,że przyjaciel mówi prawdę jakoś nie potrafił tego zaakceptować ,więc oskarżenie Justina o zgrywanie się było jedyną ,logiczną ucieczką jego zabrudzonego tym wszystkim umysłu.

-Przestań .Dobrze wiesz ,że tak nie jest . W końcu musimy do tego dorosnąć. Robiliśmy wiele głupich rzeczy w naszym życiu ,ale teraz już nie ma miejsca na jakiekolwiek potyczki ,błędy ,a tym bardziej wygłupy.-Powiedział ostro Justin ,czując jak jego pięści zaciskają się niemiłosiernie mocno ze zdenerwowania i żalu do samego siebie ,że już na początku wmieszał w to kolegę. Mógł mu o niczym nie mówić, mógł wyjechać bez słowa ,a przede wszystkim mógł nie wsiadać wtedy z nim do tego auta koło parku gdzie poznał Dianę, której nie miał ochoty teraz widzieć. Zepsuł już wszystko na początku ,lecz teraz nie było odwrotu ,a gdyby powiedział Alexowi o swoim poczuciu winy ,ten z pewnością wybił by mu to z głowy. Niestety nie mógł na to pozwolić. Ma już siedemnaście lat i musi zrozumieć pewne rzeczy i nie może cały czas uciekać od konsekwencji swojego postępowania. Nadszedł ten czas, gdy musi wykazać się odwagą i rozsądkiem ,który odziedziczył po rodzicach. Otrząsnął się gwałtownie ,oblizując przy tym usta i wrócił myślami do stojącego przed nim przyjaciela.-Jeśli nie znajdziemy złotej broni na czas Jeremiemu nie uda się zabić Henrego. Policja natychmiast go aresztuje.

-I jaki widzisz w tym problem? O to właśnie nam chodzi, aby uratować tego mężczyznę tak?-Odparł zdezorientowany Alex tuż po tym, gdy wziął do ręki lodowaty koktajl ,podając drugi Justinowi. Napój niemalże zamrażał ich bezsilne ,osłabione alkoholem ręce ,a kostki lodu ,pływające wewnątrz dryfowały i zachęcały do degustacji.

-Dzięki Luc.-Mruknął Justin z wielkim uśmiechem , oplatając dłonie wokół dużego ,szklanego naczynia wypełnionego czymś co można byłoby nazwać lekarstwem na jego kaca- koktajlem z guarany.

-Nie ma za co .Pijcie powoli ,bo nabawicie się anginy.-Mężczyzna zacisnął usta ,wciąż śmiejąc się z chłopaków i ich okropnego wyglądu. Najbardziej bawiły go włosy Justina ,które stały na wszystkie strony niczym powyłamywane sztachety na starym pobojowisku. Nie mógł wstrzymać rozbawienia ,więc z głupawym wyrazem twarzy zerknął na Alexa ,próbując uspokoić się widokiem jego twarzy ,lecz to tylko pogorszyło sprawę. Ten wyglądał jeszcze gorzej. Oczy były tak podpuchnięte ,że przy każdym słowie jakie wypowiedział niemalże znikały i wyglądał jakby ich w ogóle nie miał, nie wspominając jak zabawnie wyglądało to ,gdy się uśmiechnął. Oboje zauważyli jego rozbawienie i jak najszybciej wstali ,i udali się w stronę wody ,kiwając na pożegnanie ręką w wielkim podziękowaniu za napoje ,nie chcąc przeszkadzać mu w pracy ,gdyż nie pozwoliliby mu się skupić ,wciąż będąc obok.

-No więc? Co to za problem?-Dodał Alex ,siadając na rozżarzonym od gorąca piasku, klepiąc go przez chwilę dłonią jakby nie chciał się poparzyć.

-No widzisz. Jesteśmy jakby to powiedzieć. Między młotem ,a kowadłem.-Justin przełknął głośno ślinę ,delektując się nieziemskim smakiem lodowatego koktajlu i przyglądając się z ciekawością jego nieskazitelnej bordowej barwie.

-Czyli?-Odparł lekko poirytowany Alex ,wywróciwszy przy tym oczami ze zniecierpliwienia. Przyjaciel dostrzegł to i zmrużył oczy ,czego nie pozwoliły mu zobaczyć okulary nałożone na jego nos.

-Chodzi o to ,że jeśli nie odnajdziemy broni Jeremy będzie schwytany i poda nas jako zakładników ,gdyż w pewnym sensie mu pomagamy ,ale za to ,gdy ją odnajdziemy on wymorduje wszystkich ,którzy staną mu na drodze i nie będzie patrzył ile ofiar polegnie. Dzięki temu sprzętowi zrobi to z taką precyzją ,że nie zostawi po sobie żadnego śladu ,zaś cała wina pójdzie na nas.

-Jak to na nas?

-Normalnie. W końcu to my ją odnajdziemy ,tak? W każdym miejscu ,jakie odwiedziliśmy została chociażby mała poszlaka po nas. Policja i specjalne służby to odnajdą. Nie możemy mieć nawet nadziei ,że tak nie będzie.

-I co teraz?-Powiedział zniesmaczony tą informacją.

-Naprawdę chcesz wiedzieć?-Odparł cicho zasmucony Justin ,a jego skórę pokryła gęsia skórka ,mimo ,że upał był nie do zniesienia. Przyjaciel skinął głową ,potwierdzając tym odpowiedź na pytanie.-Otóż Alexie…albo zamkną nas obu ,albo jedno z nas zginie.- Chłopak spuścił w dół głowę ,czując jak łza w jego oku zaczyna się kręcić i choć okulary nie pozwalały tego dostrzec Alex i tak wiedział ,co się dzieje. Natychmiast wziął przyjaciela pod rękę ,odkładając na bok ich napoje ,które i tak po chwili się wywróciły i rozlały ,barwiąc piasek. Szybkim krokiem udał się z Justinem na bok ,tam gdzie nikt by nie przyszedł i usiedli na dwóch drewnianych pieńkach między zielonym ,otaczającymi ich gąszczem. Długie ,wysokie paprocie zaczepiały ich dotykiem ,poruszając się pod wpływem delikatnego wiatru ,a sucha ,popękana gleba cicho szmerała pod ich butami.

-Co się dzieje?-Dodał Alex, nie będąc pewnym ,czy ma przytulić Justina ,gdyż nie robili tego zbyt często ,ponieważ w ich wieku rówieśnicy zaraz uznali ,by ich za homoseksualistów . Gdy byli mali nikt nie zwracał na to uwagi ,więc przybliżył się do niego i zasiadłszy obok puknął go w kolano ,zwracając jego uwagę na siebie- Justin co się dzieje?!-Dodał nieco zdenerwowany ,nie mając kompletnie pojęcia , o co chodzi ,tym bardziej ,będąc zdruzgotanym wiadomością ,że niedługo jedno z nich będzie musiało pozwolić umrzeć drugiemu.

-Przepraszam cię .

-Ale za co?-Jego błękitne, zmysłowe, subtelne oczy wypełniły się zdziwieniem jak i troską.

-Za to ,że cię w to wciągnąłem.-Powiedział Justin ,unosząc głowę do góry i zbierając się do kupy.

-Ale o czym ty mówisz? Przecież to nie twoja wina. W zasadzie moja ,bo ja doprowadziłem do wypadku ,a dobrze wiemy ,że od tego to wszystko się zaczęło.-Odparł Alex ,biorąc całą odpowiedzialność na siebie ,czując w tym momencie coś ,czego nigdy nie czuł. Wydoroślał. W końcu przestał być głupim nastolatkiem ,któremu wszystko zawsze uchodziło na sucho. Przestał martwić się o siebie ,a zaczął o innych. Cała ta sytuacja sprawiła ,że zaczął myśleć całkiem inaczej i dostrzegł wszystkie złe rzeczy ,które popełnił w swoim życiu ,które i tak niedługo prawdopodobnie dobiegnie końca, lub straci swój sens w małej ,szarej ,ponurej celi.

-I tak by się to w końcu wydarzyło.-Dodał Justin ,gładząc dłonią swój brzuch ,czując się nieco skrępowany tą całą ,niemiłą sytuacją i tym ,że jak zwykle musi być tym najcudowniejszym. Naprawdę zaczęło mu to doskwierać ,bo niby dlaczego zawsze on jest uwalniany od wszelkich zarzutów? No dobrze, może i starał się być dobrym człowiekiem i pomagać innym ,ale to niemożliwe ,aby ktoś cały czas był bez winy ,żeby wszyscy naokoło mieli kłopoty tylko nie on. Dlaczego zawsze miał łatwiej? Nie ,licząc ostatniego miesiąca, gdy to wszystko się zaczęło. Może to właśnie była ta kara za cały ten przecudowny czas? Nie pragnął wtrącać się w dalsze rozmyślanie i szybko posłał jedno długie spojrzenie Alexowi ,który natychmiast go przytulił , bo jednak uznał ,że musi to zrobić. Justin odwzajemnił uścisk i cicho odparł.-Naprawdę jesteś gotów ,aby zostać ze mną do końca?

-Żartujesz sobie? Zawsze byłem, tylko o tym nie wiedziałem. Nie ma się co mazać. Trzeba pokazać kto ma jaja. Nie sądzisz?

-Tak.-Justin rozweselił się nieco.

-I nie masz mnie za co przepraszać. Wydaje mi się, że to skończy się całkiem inaczej ,niż się tego spodziewamy.

-Czyli jak?

-Żeby to zobaczyć ,musimy pierw skopać im tyłki.-Alex zaśmiał się głośno ,ukazując biały uśmiech ,a jego czarne włosy rozbłysły ,gdy wyszli na upalne słońce.

-Więc niech tak będzie.



Patricia wraz z Katy wstały właśnie przed chwilą i bez zastanowienia udały się na zewnątrz w poszukiwaniu chłopaków. Zobaczyły ich ,przemierzających plażę i niezwłocznie podbiegły ,oplatając dłonie na ich karkach ,całując czule ich szyje. Katy Justina ,a Patricia Alexa. To ich niezmiernie ucieszyło .Wzięli na ręce swoje pociechy i puścili sobie oczka ,zapominając o chwili zwątpienia ,która przed chwilą miała miejsce.

-Mamy dla was niespodziankę.-Uśmiechnęła się szeroko Katy.

-Tak, a jaką?-Odparł lekko zarumieniony Justin ,oszołomiony naturalnym pięknem dziewczyny ,której biodra były owinięte w tym momencie wokół jego pasa.

-W zasadzie to nie niespodzianka ,a prośba.-Patricia wybuchła śmiechem wraz z koleżanką i przejechała dłonią po kruczoczarnych włosach Alexa ,zatapiając się zmysłem dotyku w ich miękkości i lekkości. Jeszcze nigdy nie spotkała chłopaka o tak zadbanych włosach , nie wliczając w to oczywiście Justina ,który miał hopla na punkcie swojej blond grzywy.

-Zaczynam się bać.-Odparł Alex ,rozśmieszając dziewczyny i zacisnął mocniej dłonie na udach Patrici ,która była u niego na baranach.-Justinie.-Zaśmiał się ponownie ,co przyjaciel również odwzajemnił.-Czy mamy jakiś powód ,aby obawiać się tego ,co one wymyśliły?-Puścił mu oczko.

-Ależ owszem Aleksandrze.-Justin niemalże udławił się swoim śmiechem ,gdy powiedział to z wyrafinowanym ,nonszalanckim akcentem niczym największy książę świata.

-Nie wygłupiajcie się. My mówimy poważnie.-Katy pacnęła chłopaka w głowę i zachichotała.

-No dobrze ,już dobrze. Więc co takiego sobie życzycie?-Dodał promiennie.

-Chciałyśmy rozpalić grilla i spędzić razem popołudnie.-Uśmiechnęła się znacząco ,a jej długie, czarne włosy iskrzyły w ostrym słońcu równie mocno ,jak czupryna Alexa. Jej szmaragdowe oczy przebiły brązową pełnię oczu Justina i utopiły się w nich przez krótką chwilę .

-Brzmi cudownie.-Powiedział zachwycony Alex, przyglądając się Patrici i złożył całusa na jej policzku, co sprawiło ,że dwa duże rumieńce wymalowały się na jej twarzy.

-Niezupełnie.-Mruknął niezadowolony Justin.

-Ale czemu znów masz jakiś problem.-Dodał Alex.

-Może dlatego ,że Jeremy będzie ich szukał? Nie pomyślałeś?-Posłał karne spojrzenie przyjacielowi i pełne troski dziewczynom.

-Spokojnie. Zaraz zadzwonię do brata i powiem ,że dziś nie pojedziemy z nim do klubu ,ale wolimy iść z Patricią na zakupy. –Skinęły sobie w porozumieniu głowami. Mimo ,że chłopcy byli bezpieczni , bo Jeremy ich potrzebował ,to nie mogli pozwolić sobie na to ,aby było zbyt dużo podejrzeń.

-A co z ciuchami? Co jak zapyta, co sobie kupiłyście?

-W zasadzie i tak musimy wybrać się na mały przegląd sklepów ,więc wy moglibyście zacząć rozpalać grilla ,a my pojedziemy do najbliższego centrum handlowego i coś sobie wybierzemy.-Dodała Katy ,puszczając niewinnie oczko.

-No dobrze. Przydadzą wam się pieniądze.-Wypowiedział Justin ,wyciągając wraz z Alexem swoje portfele ,lecz dziewczyny natychmiast temu zaprzestały.

-Nie przesadzajcie . Mamy ich dość.-Uśmiechnęła się Patricia i wzięła koleżankę za rękę ,ciągnąc ją w kierunku auta ,którym przyjechała Katy. Chłopcy posłali sobie spojrzenia w lekkim wyrazie obojętności i pomachali im z uśmiechem.

-Tylko uważajcie na siebie.-Krzyknął Justin.

-Dobrze.-Odparły obie rozbawione ,a ich sukienki cudownie układały się na ich smukłych ciałach.

-Jak przyjedziecie wszystko będzie gotowe.-Kontynuował Alex.

-Dobrze ,już dobrze.-Machnęła ręką Patricia, odpalając wóz. Justin zerknął na przyjaciela i schował dłonie do tylnych kieszeni swoich czarnych rurek z krokiem niemalże do kolan.

-Wiedziałeś ,że umie kierować?

-Teraz już wiem. –Zaśmiał się chłopak o kruczoczarnych włosach i chwycił kawałek koszulki ,zwisającej na jego umięśnionym ciele ,wachlując nią bardzo szybko ,aby choć trochę ochłodzić swoją rozpaloną skórę.

Minęło kilkadziesiąt minut. Chłopcy zdążyli nanieść ,wystarczająco suchego ,nadającego się do rozpałki drzewa, gdyż uważali ,że nie warto użyć węgla ,skoro w pobliżu znajduje się tyle przydatnego chrustu. Rozstawili grilla przed domkiem i po dość długim czasie i wielu nieudolnych próbach rozpalenia go w końcu im się udało. Wzięli krzesła ,stojące na ganku i poustawiali je wokół płonącej bestii. Mały ,biały dym unosił się wysoko do góry ,rozprzestrzeniając zapach palonego drewna i smażonych kiełbas, który przyciągnął spojrzenia wszystkich plażowiczów. Przygotowali również mały stolik ,na którym porozkładali wszystkie potrzebne naczynia i jedzenie na dzisiejsze popołudnie. Dwa kartony soków o smaku multiwitaminy stały tuż obok grilla ,a duża wypełniona wodą butelka znajdowała się tuż obok nich w razie zbyt dużych płomieni ,które mogły spalić ich, czekające na swoją kolej do usmażenia szaszłyki. Kac zdążył im minąć. Jak to się mówi na kaca najlepsza jest praca. Wszystko było już gotowe, więc postanowili w ekspresowym tempie wziąć orzeźwiający prysznic. Justin pierwszy ,potem Alex. Gdy już zakończyli romans z chłodnym strumieniem wody natychmiast zaczęli szukać czegoś ,co nadawałoby się do ubrania. W końcu musieli wyglądać dobrze przy tak pięknych dziewczynach jakimi były Katy i Patricia. Justin zdecydował się założyć zwiewny ,biały podkoszulek z czarnym ,narysowanym tygrysem i ciemnoniebieskie ,dżinsowe rurki z krokiem niemalże do kolan ,a do tego białe adidasy ,które zdążył wyczyścić po ostatnim wypadzie. Na jego nadgarstku zwisał ten sam ,co zwykle złoty ,gustowny zegarek ,a na szyi wykonany z tego samego szlachetnego rodzaju biżuterii mały krzyżyk ,który dopełniał cały strój ,lecz nic nie mogło równać się z olśniewająco białym uśmiechem chłopaka i jego ciemnym blond włosom ustawionym do góry ,a co dopiero mówiąc o wspaniałych ,ciężkich ,męskich perfumach . Alex postawił na prawie identyczny wybór, lecz zamiast podkoszulka jak u Justina wybrał cienką ,szeroką bluzę w kolorze purpury ,a zamiast ciemnoniebieskich rurek założył czarne i nie dżinsowe ,lecz skórzane. Nie lubił nosić zegarków ,gdyż uważał ,że prędzej czy później go zgubi lub potłucze ,więc zamiast tego zawsze zakładał gumową ,grubą bransoletkę. Nie miał kolczyka ,jak w przypadku przyjaciela ,a srebro preferował bardziej niż złoto ,dlatego ,że wyglądało lepiej w połączeniu z jego kruczoczarnymi włosami. Ewentualnie zakładał też naszyjnik z białego złota, a cena z nim związana nie była nigdy kłopotem ,gdyż rodziców Alexa było na to stać. Było ich stać na wszystko ,co sobie zażyczył tak samo ,jak w przypadku zapłacenia za niego kaucji tuż po wypadku Katy. Ułożył swoje włosy do góry tak samo jak Justin i oblizał nieco mniejsze od przyjaciela usta. Jego perfumy były lżejsze i o bardziej egzotycznym zapachu. Oboje wyszli na zewnątrz w pośpiechu ,przypominając sobie o kiełbaskach i byli niemalże pewni o ich spaleniu ,lecz na szczęście ktoś dopilnował wszystkiego. Był to Lucas.

-Bogu dzięki. Co my byśmy bez ciebie zrobili.-Wydusił z siebie Justin pełen ulgi i usiadł na jasnobrązowym ,wiklinowym krześle. Wysoki brunet tylko posłał mu uśmiech jakby mówiąc,, Nie ma za co „ i przygasił delikatnie płomień wodą.

-Dobrze mieć takiego wujka.-Odparł Alex ,opierając się o drewniane poręcze ganku.

-W końcu wyglądacie porządnie.-Powiedział wciąż rozbawiony Lucas.

-Ty dalej? Naprawdę.-Justin złapał się za głowę w zażenowaniu.-Nie piję już więcej. Na pewno nie z Alexem.

-Dlaczego nie ze mną? Przecież to ja wyglądałem gorzej.-Roześmiał się.

-Przynajmniej dziewczyny były na tyle mądre i nie doiły tyle co my.-Justin oparł się o siedzenie , nie dowierzając temu ,co wczoraj się działo. Na szczęście nie urwał im się film.

-Dobra ja muszę wracać do pracy ,a wy zajmijcie się proszę grillem nim spalicie całe miasto.-Lucas puścił im oczko i udał się na plażę.

-A nie masz ochoty zostać z nami?-Powiedział prędko Justin.

-Może później. Umówiłem się.-Dodał rozpromieniony brunet, na co chłopcy tylko rzucili sobie uśmiechy. Alex usiadł obok przyjaciela i rozpoczął z nim krótką pogawędkę.

-Ciekawe jak tam w szkole.

-Nie mam pojęcia, ale wiem jedno ,że będziemy musieli sporo nadrobić.

-Jeśli w ogóle wrócimy.

-Na pewno wrócimy.

-Jeszcze nie dawno mówiłeś ,że nie.

-Ale o czymś zapomniałem.

-Tak?

-Mamy własną broń.

-To znaczy?

-Katy i Patricię.

-A co one mogą nam pomóc?-Mruknął Alex. –To prawda są piękne i …

-I należą do bandy Jeremiego? Wszystko mogą nam powiedzieć. Każdą kolejną akcję. Każdy kolejny ruch.

-Rzeczywiście. On będzie myślał ,że robimy to ,co chce ,a tak naprawdę to stanie się naszą marionetką.

-Dokładnie.-Kontynuował Justin.-Musimy ustalić tylko plan ,a do tego potrzebne nam są dziewczyny.

-Właśnie o wilku mowa.-Uśmiechnął się Alex ,wstając z krzesła i powędrował w ich stronę ,zabierając od kroczących piękności torby z zakupami. Justin po chwili namysłu również wstał i dołączył do nich ,przejmując od przyjaciela część nowych rzeczy i wnieśli je do domu ,stawiając na blacie , po czym wyszli z powrotem na zewnątrz.

-Wróciłyście dość szybko.-Powiedział zachwycony Justin ,uśmiechając się promiennie, a jego uradowane na widok Katy serce niemalże wyskoczyło mu z klatki piersiowej. Podszedł do niej bliżej i położył dłonie na jej smukłej tali ,po czym pocałował ją czule .

-Starałyśmy się jak najszybciej.-Dziewczyna zarumieniła się ,odwzajemniając pocałunek i splotła dłonie na jego szyi.

-Mamy nadzieję ,że to co kupiłyśmy wam się spodoba.-Dodała Patricia ,ciesząc się dotykiem dłoni Alexa owiniętych na jej talii.

-Więc kupiłyście to ,by się nam podobać. Przecież i bez tego wyglądacie wspaniale.-Wyszeptał jej zmysłowo do ucha, a para stojąca tuż obok zaśmiała się.

-Dajcie nam chwilkę. Przebierzemy się i zaraz wrócimy. Wy wyglądacie naprawdę wspaniale.-Powiedziała Katy ,przygryzając usta.-Od razu to zauważyłyśmy.-Patricia skinęła głową na potwierdzenie i złożyła całusa na policzku Alexa ,kierując się do mieszkania.

-Szczerze ? W ogóle nie żałuję ,że rozstałem się z Laylą.-Chłopak uśmiechnął się niewyobrażalnie szeroko ,a jego błękitne oczy nabrały ciemniejszej barwy.-Byłem od niej daleko na dodatek nieszczęśliwy ,nie mogąc mieć jej obok , a teraz mam wspaniałą dziewczynę przy sobie.-Uniósł głowę do góry ,starając się uniknąć zrozumiałego spojrzenia Justina.

-No widzisz.-Przyjaciel poklepał go dłonią po ramieniu i wrócił spojrzeniem do dziewczyn, wychodzących zza progu drzwi. Ich twarze zamarły. Katy ubrana była w czerwoną ,prostą sukienkę przed kolana z wyciętymi plecami z szorstkiego ,lecz wyglądającego gładko cienkiego materiału, który dodawał jej długim ,brązowym nogom nieziemskiego wyglądu ,a złote z poprzeplatanymi wokół kostki paskami sandałki sprawiały ,że jej ruchy były jeszcze bardziej lekkie. Długie czarne włosy upięła w wysoką kitkę ,której koniec znajdował się tuż przy pośladkach i ten delikatny makijaż. Pomalowała jedynie oczy czarnym tuszem i usta bezbarwną pomadką. W jej uszach migotały dwa małe ,kryształowe kolczyki. Wyglądała prześlicznie i bezbronnie równie jak Patricia ,stojąca obok. Dziewczyna miała na sobie krótką ,elastyczną z bastinką sukienkę w kolorze morskiej zieleni ,która bezwładnie przylegała do jej zgrabnego ciała ,a czarne zapinane na rzemyk japonki eksponowały jej posmarowane błyszczącym balsamem nogi. Brązowe kręcone włosy swobodnie puściła za plecy ,a głębokie słodkie dołeczki upiększały ją jeszcze bardziej. Piwne oczy iskrzyły w ciepłym ,lecz późnym już słońcu ,a subtelny makijaż przyciągał uwagę do jej naturalnego piękna. Obie wręcz sprawiały ,że wszyscy wokół mogli tylko zazdrościć Justinowi i Alexowi ,którzy właśnie zaniemówili z wrażenia.

-Wyglądasz cudownie. Obie wyglądacie.-Powiedział prędko blondyn ,zbliżając się do Katy i drżącą z wrażenia dłonią przejechał po jej gładkim ,odkrytym ramieniu.

-Dziękuję.-Powiedziała melodyjnie , przysuwając się do niego jeszcze bliżej ,a jej oddech lekko zadrżał ,gdy poczuła jego wspaniałe perfumy. Zaciągnęła się nimi dość mocno i zamknęła oczy ,opierając głowę o jego tors ,którą on natychmiast pogłaskał i pocałował ją w czoło. Alex objął Patricię w pasie ręką i pogładził jej policzek ,patrząc jej głęboko w oczy ,po czym niepewnie przeniósł wzrok na jej usta , lecz wycofał się ,co nieco zaniepokoiło dziewczynę. W czworo zasiedli wokół grilla tak długo oczekiwanego przez dziewczęta . Chłopcy porozlewali napoi do szklanek i nałożyli jedzenie na talerzyki przygotowawszy wszystko do perfekcji. Zjedli smaczny posiłek ,gdy Alex z uśmiechem przerwał całą konsumpcję .

-Co jest?-Powiedział Justin, przełykając resztki jedzenia.

-Przez całą tą sytuację zapomnieliśmy o jednym.-Odparł uśmiechnięty ,zacierając ręce.

-Tak?-Dodał niepewnie chłopak ,obawiając się o siebie w zaciekawieniu. Alex wszedł do mieszkania ,a na zewnątrz dobiegł hałas otwieranego zamrażalnika i kroków przyjaciela ,prowadzących na zewnątrz.

-Mam coś ,czego z pewnością ci brakowało ,tak samo ,jak mi.-Wyszczerzył się szeroko.

-No dawaj.-Kontynuował Justin ,wycierając dłonie w ściereczkę ,oczekując niespodzianki. Alex wyciągnął z kieszeni paczkę lodowych papierosów ,które tak bardzo uwielbiali i które ciężko było teraz gdziekolwiek dostać tym bardziej w Miami.

-Skąd je wziąłeś?-Justin wytrzeszczył oczy w niedowierzaniu i natychmiast wstał ,szukając zapalniczki w kieszeniach swoich spodni.-Tak dawno nie paliłem.-Niemalże wykrzyknął w podekscytowaniu.

-Proszę bardzo.-Uśmiechnął się dumny z siebie Alex ,wkładając papieros do ust i odpalając go niezwłocznie. Justin zrobił dokładnie to samo i biorąc pełen degustacji kłąb dymu do płuc ,aż usiadł z wrażenia i z faktu ,że jego organizm dawno nie zasmakował nikotyny ,więc normalne były zawroty głowy. Alex poczuł tę samą potrzebę jak najszybszego usadowienia się ,lecz już po chwili wszystko wróciło do normy i mogli spokojnie napawać się rozkoszą każdego pociągnięcia. Ich usta wpijały się z pożądaniem w biały filtr i dusiły go przez chwilę ,po czym puszczały swoją ofiarę i tak w kółko ,aż do końca wypalenia się tytoniu.

-Muszę przyznać, że mnie zaskoczyłeś.-Uśmiechnął się szeroko.

-Nie pierwszy i nie ostatni raz.-Odwzajemnił uśmiech. Alex poszedł po kolejną paczkę i podarował ją Justinowi ,na co chłopak skinął w podziękowaniu głową.

-Mogłabym się z tobą przejść?-Powiedziała pewnie ,lecz cicho Katy tak ,by usłyszał ją tylko Justin. Chłopak poczuł jak jego serce zaczyna bić szybciej ,a brzuch wypełnia się motylkami na sam dźwięk jej subtelnego ,melodyjnego głosu i posłał przyjaciołom spojrzenie ,po czym wstał i chwycił Katy za dłoń i poprowadził ją w stronę wody. Słońce było już niżej horyzontu ,a cień zaczął zajmować coraz więcej miejsca, co sprawiło ,że temperatura stała się niższa ,a upał był do wytrzymania. W zasadzie teraz ostre promienie były przyjemne. Piasek już nie parzył stóp ,a liście palm lekko i powoli drgały pod wpływem ciepłego ,delikatnego wiatru. Zapach grilla przemienił się w zapach świeżego powietrza zmieszanego z męskimi perfumami Justina ,a wcześniejsze mocne fale teraz spokojnie uderzały o brzeg plaży. Większość ludzi udała się do domu ,więc już nie było tłoczno ,a głośne śmiechy i rozmowy ucichły ,przynosząc radosny szept ,otaczających ich plażowiczów. Lucas ,stojący przy barze odetchnął z ulgą ,gdyż mógł zrobić sobie krótką przerwę. Niebo było rozpogodzone jak przez cały dzień ,lecz teraz zaczęło przybierać kolor purpury .Widok był wręcz niesamowity. Gdy człowiek obejrzał się do tyłu mógł dostrzec wysokie wieżowce ,rozciągające się wzdłuż miasta , tuż za wysokimi drzewami. Chłopak przeniósł wzrok na cudownie wyglądającą dziewczynę i zatopił spojrzenie w jej nieziemskich szmaragdowych oczach. Aby Katy nie pobrudziła swoich nowych ciuchów ściągnął koszulkę i położył na piasku ,dając jej miejsce do odpoczynku ,co naprawdę ją ucieszyło ,lecz nie tylko fakt jego miłego gestu ,ale przede wszystkim widok jego umięśnionej ,opalonej klatki ,która wyglądała naprawdę bosko .

-Więc z jakiego powodu mnie tutaj przyprowadziłaś?- Uśmiechnął się uroczo Justin ,owinąwszy dłoń wokół jej odkrytej talii.

-Chciałam pobyć z tobą sama. –Powiedziała nieco zmartwiona Katy.

-Hej, widzę ,że coś nie gra. Możesz mi powiedzieć o wszystkim.-Uniósł jej podbródek do góry ,by jeszcze raz odpłynąć w cudownej głębi jej szmaragdowych oczu.

-Teraz jesteśmy szczęśliwi ,a co ,gdy to wszystko się skończy? Jak wyjaśnię to ,że żyję? Przecież to będzie prawie niemożliwe ,nie będę mogła wrócić.-Poczuła ukłucie w sercu tak mocne ,jakby ktoś zrobił to niewyobrażalnie długim i ostrym sztyletem wygrawerowanym napisem,, zranić Katy”.

-Gdybym mógł odebrać od ciebie cały ból i położyć uśmiech na twojej twarzy ,zrobiłabym to ,ale wtedy odeszłabyś z kimś innym i byłabyś szczęśliwa, ale ja już nigdy bo nie byłoby cię obok.-Odparł spokojnie Justin ,przyciągając jej głowę do swojej klatki i pocałował jej czoło bardzo troskliwie , po czym mocno oplótł dłonie wokół jej zgrabnego ciała .

-Czy to znaczy ,że po tym wszystkim już nigdy się nie zobaczymy?-Wyszeptała cicho, czując łzy ciskające się do jej oczu.

-Oczywiście ,że zobaczymy. Ja potrafiłem wrócić do szkoły z myślą ,że wszyscy uważają mnie za twojego mordercę ,więc nie pozwolę na to ,by ta wyjątkowo głupia sytuacja przeszkodziła twojemu szczęściu. Będę przy tobie tak ,jak ci to kiedyś obiecałem. Pamiętasz?-Nakierował jej wzrok na jego pełne ,głębokie ,brązowe oczy.

-Kocham cię Justin.-Jej serce zabiło milion razy szybciej ,gdy zrozumiała to ,co właśnie powiedziała. Jej uczucie znów powróciły ,a w zasadzie nie musiały ,bo nigdy nie przestała darzyć go uczuciem tak silnym jak wtedy ,gdy byli razem. Jej oczy niepewnie błądziły po jego twarzy jakby chcąc wyszukać w nich jakiś informacji. Justin przejechał dłonią po jej włosach i chwycił za gumkę , po czym ściągnął ją i rozpuścił je ,dając im swobodnie opaść na jej ramiona. Uśmiechnął się do niej szeroko i chwycił jej rękę mocno ,nie przestając zerkać w jej oczy.

-Katy…-Dodał powoli.-Proszę naprawmy to ,co było między nami. Zostań moją dziewczyną.-Powiedział zmysłowym ,męskim głosem dość dorosłym jak na siedemnastoletniego chłopaka i z większą nutką romantyzmu niż zrobiłby to nie jeden wyrafinowany dżentelmen.-Daj nam kolejną szansę.-Położył jej małą ,rozgrzaną z wrażenia dłoń na swojej klatce piersiowej i spojrzał na nią swoimi głębokimi ,brązowymi ,migocącymi oczami ,oczekując odpowiedzi ,którą poznał po wyrazie jej wzruszonej twarzy.-Kocham cię. –Po jej policzkach spłynął potok łez . Łez szczęścia. Rzuciła się na niego i wybuchła płaczem w jego ramionach.

-Oczywiście ,że tak.-Wydukała przez szloch i ścisnęła mocno jego rozpalone ,w połowie nagie ciało. Justin uśmiechnął się szeroko i ,gdy ta puściła go z uścisku przeniósł wzrok na jej pełne usta , po czym jakby pytając pocałował ją namiętnie. Ich usta złączone razem tak silnie ,że można byłoby o nich powiedzieć ,że trzymają się tak mocno jak zamek błyskawiczny ,lecz z warg. Katy przyjrzała się raz jeszcze jego męskiemu wyrazowi twarzy ,gdy chłopak nagle wstał.

-Gdzie idziesz?-Powiedziała nieco zdziwiona i również podniosła swoje ciało wraz z jego koszulką.

-Musimy wam o czymś powiedzieć.-Dodał Justin.-Nie bój się. Choć ze mną.

Tym czasem Alex naprawdę świetnie bawił się z Patricią. Żartowali dość dużo ,a dziewczyna siedziała mu na kolanach ,czując się naprawdę dobrze. Jej kręcone ,brązowe włosy stały się teraz zabawką dla palców Alexa ,a jej obecność czymś więcej. Był oparty o wiklinowe siedzenie ,które mimo ciężaru obu osób nie zaskrzypiało ani razu ,a jego dłoń spoczywała na jej udzie. Oboje również trwali w czułym pocałunku ,który niestety przerwał Justin wraz z Katy bardzo uśmiechnięci.

-Przepraszam ,że przerywam.-Odkaszlnął rozbawiony blondyn ,gdy przykuł uwagę ich obojga lekko zawstydzonych. Katy posłała koleżance miłe spojrzenie –odwzajemnione.

-Coś się stało?-Spytał spokojnie Alex ,tuląc do siebie dziewczynę.

-Chyba musimy im o czymś powiedzieć. Nie sądzisz? Już późno.-Justin zerknął na swój złoty zegarek ,który wskazywał godzinę siedemnastą.

-Ah tak.-Odparł Alex ,patrząc troskliwie na dziewczynę.

-O czym chcecie nam powiedzieć?-Katy uniosła głowę do góry ,by przyciągnąć na siebie uwagę chłopaka.

-Usiądź proszę wszystko wam opowiemy.

-Dobrze.-Dodała i zrobiła to , o co ją poprosił ,starając się nie zahaczyć nigdzie sukienką.

-Zdajecie sobie sprawę z tego ,w jakiej sytuacji się znajdujemy.-Powiedział poważnie Justin.-Ceremonia ,na którą chce jechać Jeremy została przeniesiona na wcześniejszą datę ,o czym już wiecie. Nie mamy dużo czasu, aby odnaleźć złotą broń ,dlatego musicie nam pomóc.

-Ale jak?-Odparła zaskoczona Katy.

-Zastanawialiśmy się nad tym z Alexem ,aż coś przed chwilą wpadło mi do głowy.

-Co dokładnie?-Spytała Patricia ,unosząc brwi do góry i przenosząc wzrok to z Katy na Justina i z powrotem.

-Teraz nie może być żadnych pomyłek. Patricia ty będziesz moim informatorem. Wszystko ,co powie wam Jeremy ,ty przekażesz mi ,a ty Katy będziesz robić wszystko na odwrót.

-Co masz na myśli?

-Jeremy ufa ci najbardziej ,bo jesteś jego siostrą, więc będziesz mu mówić to ,co ja ci powiem. Wprowadzisz go w błąd.

-A ja ? –Spytał Alex.

-Ty będziesz miał najtrudniejsze zadanie.

-Jakie?

-Otóż…aby wszystko wyglądało wiarygodnie na około cztery dni przed tą ceremonią Katy powie Jeremiemu ,że wyjechałeś do Los Angeles ,co sprawi ,że będzie miał tylko mnie pod kontrolą. Będziesz musiał się ukrywać i nie ma ,że będziesz ostrożny. Musisz naprawdę być w ukryciu. Nikt nie będzie mógł cię zauważyć , jasne?

-A co to ma do rzeczy.

-Właśnie do tego zmierzam.-Kontynuował Justin ,oblizując swoje pełne ,malinowe usta , po czym wstał i sięgnął po gazetę ,znajdującą się w środku i wrócił na swoje miejsce. –Uroczystość przekazania kluczy jest za pięć dni. Mamy mało czasu ,aby odnaleźć naszą zgubę, a ty od jutra musisz się ukryć. Po prostu nie będziesz wychodził z domu. W dniu tej ceremonii przetransportuję cię na najwyższy widokowy punkt ,który znajduje się najbliżej placu ,gdzie wszystko będzie przeprowadzone. Stamtąd zawiadomisz policję. Ja będę obserwował Jeremiego ,by nie doszło do niczego złego i dam ci znak ,gdy to będzie potrzebne . Zgoda?

-Jasne.-Odparł zadowolony dobrym planem chłopak.

-Jest jeden problem.-Powiedziała prędko zamyślona Katy.

-Jaki?-Justin posłał jej ,pytające spojrzenie i przejechał dłonią po swoich idealnie ułożonych ciemnych blond włosach.

-Co jeśli nie odnajdziecie złotej broni? Co wtedy? Nie będziecie mieli przewagi ,a gdy Jeremy zacznie atak wy nie zdążycie uciec. Ochroniarze schwytają was szybciej ,niż wam się to wydaje. I wtedy koniec.-Jej długie czarne włosy drgnęły od delikatnego podmuchu wiatru ,a na twarzy wymalowała się oznaka strachu i niepewności. Słońce stało się późniejsze i padało na ich sylwetki ,rzucając cztery długie cienie.

-Właśnie dlatego dziś wyruszymy na poszukiwania.-Dodał prędko ,uspokajając ją i przeniósł wzrok na śmiejącego się gdzieś w dali Lucasa.

-Kiedy ?-Zapytała Patricia ,schodząc Alexowi z kolan i poprawiając sukienkę ,a jej lekko opalone nogi wciąż błyszczały od brokatowego balsamu. Justin zerknął na zegarek i zamarł na chwilę w ciszy w skupieniu i podniósł głowę odparłszy.

-Za godzinę.




Wybiła oczekiwana przez nich godzina. Wszyscy byli przygotowani na to ,co miało się wydarzyć ,choć jeszcze nie wiedzieli ,co to takiego będzie .Z wyrazu ich twarzy można było odczytać ,że nie byli zachwyceni całym tym zamieszaniem ,lecz zmęczeni. Mieli już dość równie chłopcy jak i dziewczęta. To naprawdę stało się dla nich uciążliwe . W końcu była to tylko czwórka siedemnastoletnich dzieciaków, które musiało poradzić sobie z sytuacją ,z którą nie poradziłby sobie jeden dorosły ,ale oni nie mieli wyboru. Od tego zależało ich życie. Czwórka nastolatków ,których życie odmieniło się całkowicie w zaledwie kilka miesięcy .Czwórka nastolatków ,którzy przeżyli coś ,czego z pewnością nigdy nie zapomną ,coś co na zawsze zostanie w ich pamięci . Pogoda prawie w ogóle się nie zmieniła, poza paroma szczegółami. Słońce znajdowało się niżej horyzontu ,rzucając coraz słabsze promienie . Fale uspokoiły się tak bardzo ,że prawie nie można było ich dostrzec ,a ocean wydawał spokojny ,przyjemny dla ucha szum. Kilkoro dzieci biegało po plaży i zbierało muszelki ,by wykończyć swoje dzieła ,czyli zamki z piasku. Były potężne i zachwycające. Wokół baru Lucasa wciąż gromadziło się wiele osób ,domagających się tych unikatowych w smaku koktajli ,które były czymś więcej niż napojem. Tworzyły tradycję i kulturę tego miejsca. Były częścią serca Miami. Piasek już nie był ciepły. Stał się chłodny ,a cień zaczął obejmować coraz większe zakamarki ziemi. Okolica stawała się spokojniejsza ,gdyż wszyscy przenosili się w głąb miasta ,aby udać się do nocnych klubów i zacząć prawdziwą imprezę. Wysokie palmy wydawały się teraz ponure jakby nie chciały ,aby przyszła noc. Zachód słońca był wręcz nieziemski. Zapierał dech w piersiach ,a ciepłe ,czerwone światło odbijane przez wodę, sprawiało wrażenie ,że to miejsce jest rzeczywiście sercem gorącego Miami. Przyjaciele spojrzeli na siebie uradowani tym widokiem ,lecz ich uśmiechy znikły tak szybko ,jak pojawiły się na ich twarzach. Udali się w stronę czarnego ferrari Alexa i wozu Katy ,które były zaparkowane tuż obok siebie. Oczywiście podzielili się na dwie grupy i odpalili auta ,które zawarczały ,czekając na przejażdżkę. Chłopcy uchylili okna i odpalili te cudowne ,lodowe papierosy ,siedząc chwilę w ciszy ,napawając się nią na wszelkie sposoby. Justin oparł się luźno o siedzenie i zaczął bawić się w dłoni smukłym papierosem. Jego brązowe oczy zatopiły się w dymie ,wypływającym z jego pełnych ,seksownych ,zmysłowych ust ,które właśnie igrały z nikotyną. Wypuszczał kłęby bardzo powoli , spokojnie ,ale wewnątrz płonął. Jego serce waliło niczym młot ,tak głośno ,że obawiał się ,iż Alex to usłyszy ,lecz było to tylko urojeniem. Nie martwił się już o to ,czy wróci żywy ,co będzie następne ,lecz o to ,czy chociaż jeszcze raz usłyszy głos swojej mamy. Czy znów ją zobaczy i powie jej jak bardzo ją kocha. To sprawiało mu najwięcej trudności i było głównym powodem ,dla którego wciąż walczył i myślał pozytywnie. Zabrano mu ojca, który z pewnością wiedziałby co robić i doradziłby mu w każdej trudnej dla niego chwili ,których nie ukrywajmy było dziesiątki w czasie ,gdy tu przyjechał. Przełknął głośno ślinę i wystawił dłoń za szybę ,aby strzepnąć wysoki słupek popiołu ,po czym przeniósł wzrok na Alexa i zaciągnął się porządnie. W tym momencie dostrzegł ile znaczy każda osobna chwila ,gdy człowiek walczy o życie ,gdy musi wybierać . Alex wyglądał na spokojnego, ale wolna dłoń ,którą trzymał na kierownicy drżała z przerażenia. Justin zacisnął usta ,przyglądając mu się bacznie i mimo ,że na twarzy przyjaciela nie pojawił się uśmiech ,chłopak wyobraził go sobie. Natychmiast przeniósł spojrzenie na drogę i ponownie pociągnął następną dawkę nikotyny ,oplatając zmysłowo usta wokół białego filtra. Miami stało się bardziej zatłoczone. Ulice wypełnione były ludźmi ,oczekującymi na otwarcie klubów . Ubrani byli w przeróżne ciuchy. Od stylizacji najpopularniejszych projektantów do zwykłych ,lecz gustownych kreacji. Wszyscy wyglądali na szczęśliwych . Justin zerknął w lusterko ,by sprawdzić ,czy dziewczyny wciąż jadą za nimi , po czym wyrzucił resztkę papierosa za szybę.

-Już niedługo będzie po wszystkim.-Powiedział pełen entuzjazmu Alex ,choć jego żołądek skręcał się od środka w kłębek nerwów.

-Już niedługo.-Westchnął równie wystraszony Justin ,starając opanować się swoje emocje ,które wypływały z niego każdą możliwą stroną.

-Nie mogę się doczekać ,by zobaczyć Timmiego.-Dodał uśmiechnięty Alex.

-Nie wiem ,czy będziesz taki zadowolony ,gdy zacznie krzyczeć w domaganiu się o swoją grę.-Justin parsknął śmiechem ,starając się zapomnieć o nerwach.

-Jakoś to przeżyję.-Kontynuował Alex ,skręcając w kolejną ulicę.-A ty nie cieszysz się ,że zobaczysz Jessicę?-Przeniósł prędko wzrok na przyjaciela ,kontrolując auto.

-Oczywiście ,że tak. Będę musiał kupić jej ogromny bukiet róż .-Uśmiechnął się znacząco.

-Wystarczy ,że ją uściskasz. Masz niesamowitą mamę.-Alex skoncentrował się na jeździe.

-Tak …jest niesamowita.-Na tym skończyła się ich rozmowa ,gdyż dojechali na miejsce. Wysiedli z auta ,oczekując dziewczyn ,które chwilę po nich również tam dotarły.

-Gotowe?-Zapytał Alex ,wyprostowując swoje ciało.

-Oczywiście.-Obie odparły swobodnie , nie czując presji ,gdyż były u siebie. Katy wyciągnęła z torebki klucz i otworzyła nim drzwi ,po czym wpuściła wszystkich do środka. Wnętrze o dziwo było uprzątnięte po ostatniej imprezie. Wszystko lśniło tak bardzo ,że można było przejrzeć się w gładkich powierzchniach niczym w lustrze. Do środka wdzierało się późne ,wesołe słońce i rozpogadzało każdy ciemny kąt mieszkania. Najbardziej zdziwiło ich to ,że ktoś powiesił zasłony. Teraz dom nie wyglądał dziwnie ,lecz przytulnie. Wyczuć można było jakiś odświeżacz o zapachu konwalii . Po prostu nic nie przypominało tego ,co ostatnio zastali tu chłopcy.

-Od czego chcecie zacząć?-Zapytała Patricia ,odwieszając torebkę na haczyk i ściągając buty. Justin bez żadnego słowa udał się do pokoju ,w którym stał fortepian z wygrawerowanym napisem. Tym razem zabrali ze sobą wszystko ,co było ważne. Między innymi zegarek ,zdjęcie ,które znalazł i broń. Zbliżył się instrumentu i przejechał po gładkiej tafli palcem ,czując napisy w niej wyrzeźbione. Jego spojrzenie utkwiło w dobrze znanym mu zdaniu ,,Po złotej stronie widzisz to co piękne ,lecz nie dostrzegasz tego, co wewnątrz”. Teraz zobaczył coś ,czego wcześniej nie zauważył. Wygrawerowano tam również inicjały ,,H.N” . Jego źrenice rozszerzyły się niezmiernie ,gdyż ta posiadłość niegdyś należała do staruszka ,którego wtedy spotkał. Alex wraz z dziewczyna wkroczyły do pokoju tuż za nim.

-I co? Masz coś?-Powiedziała Katy , nie zaburzając ciszy.

-Nie rozumiem . Jak to możliwe?-Powiedział do siebie Justin , wciąż przyglądając się fotografii i napisowi.

-Co takiego?-Powiedziała zniecierpliwiona Patricia.

-Wiem kim jest Henry Nidelton.

-Jak to ?-Oczy trojga przyjaciół rozbłysły z niedowierzania i ekscytacji .Nikt przecież od lat nie widział tego mężczyzny ,a Justin go rozpoznał.

-Jesteś pewien? Skąd to wiesz? Ale jak?- Katy wypowiadała pytanie za pytaniem tak szybko ,że ledwo szło to zrozumieć.

-Teraz wiem , wiem o co chodzi!-Justin krzyknął ,przeglądając album ze zdjęciami ,który wtedy znalazł w szafie i wyciągnął zdjęcie ,przedstawiające kobietę z dwoma dziewczynami.

-Kto to jest?-Powiedział zdziwiony Alex ,zaglądając przyjacielowi przez ramię podobnie ,jak dziewczyny.

-Ta starsza kobieta to jego żona ,a te dwie to jego córki.

-Skąd to wszystko wiesz?-Wymamrotał zdziwiony Alex.

-Tuż po wyjściu ze szpitala natknąłem się na jakiegoś staruszka w zaułku ulicy ,ale nie wyróżniał się niczym od innych ,chyba ,że jego okropnie poniszczonymi ciuchami i brakiem zadbania o siebie samego. Wdałem się w nim w rozmowę.-Oczy Justina zaiskrzyły ,a ręce zaczęły drżeć.-Opowiadał mi o tym ,że popełnił największy błąd w swoim życiu . Zdradził swoją żonę i dlatego od niego odeszła wraz z dziećmi. Katy ! To on . On jest mordercą twojej matki. On ją zgwałcił ,ale był zbyt wpływowym człowiekiem ,aby ktokolwiek mógł go zamknąć ,więc dlatego jego rodzina wolała go opuścić niż zawiadomić policję. Teraz wszystko rozumiem. Wszystko jest proste oprócz jednego…-Ciemne blond włosy Justina delikatnie połyskiwały w słabych promieniach słońca ,a jego podekscytowany wyraz twarzy znikł ,chowając śnieżnobiały uśmiech.

-Oprócz czego?-Skinął pytająco głową Alex.

-Wciąż nie wiemy ,gdzie jest złota broń ,a mamy ostatnie niecałe dwie godziny ,aby ją odszukać. Od jutra musimy cię ukryć ,a dziewczyny będą tylko pośredniczkami. Co teraz…co teraz?!!-Krzyknął zdenerwowany Justin ,przekładając zdjęcie z ręki do ręki.

-Jak to co?-Powiedział ostro Alex.-Zacznijmy szukać.

Przyjaciele rozdzielili się . Dziewczyny poszły na górę ,a chłopcy rozpoczęli poszukiwania na dole. Przejrzeli wszystkie półki ,każdy zakamarek ,przeglądali wszystkie rzeczy ,które mogły być pomocne. Wszystko niemalże latało w powietrzu od werwy i szybkości z jaką to robili. Sprawdzali ,czy aby nie ma żadnej wskazówki za obrazami ,czy nic nie jest napisane na ramach lustra ,ale wskazówki jakby się rozpłynęły. Akurat teraz ,gdy tego najbardziej potrzebowali. Słońce zaczynało dawać coraz mniej światła ,a poszukiwania stawały się coraz bardziej męczące , uciążliwe i mozolne. Wszyscy zaczynali powoli tracić nadzieję i krzyczeć na siebie w złości. Każdy mebel i każda szafeczka zostały opróżnione do cna ,aby doszukać się czegokolwiek ,ale zamiast pomocy znajdowali tylko i wyłącznie jakieś stare archiwa , przyrządy i cenne kosztowności, ale nic poza tym. Justin zacisnął usta w wycieńczeniu ,a jego umięśnione ,lecz zmęczone ciało opadło swobodnie na skórzany ,brązowy fotel ,na którym ostatnio siedział ,gdy tu był. Schował twarz w dłonie i westchnął głęboko , po czym zerwał się z siedzenia i kopnął stojący na ziemi wazon ze sztucznymi kwiatami ,wrzeszcząc przy tym niemiłosiernie. Porcelana rozbiła się na setki malutkich kawałeczków ,a dziewczyny , słysząc ten huk natychmiast zbiegły na dół.

-Co się stało?-Powiedziała zmartwiona i zdyszana biegiem po schodach Katy.

-Nie damy rady.-Odparł równie zawiedziony Alex.

-Jak to? Nadal nic?-Powiedziała pochmurnie Patricia.

-Kompletnie nic! Nic ! Nic i jeszcze raz nic ! To wszystko to jakaś idiotyczna zagadka ,która nie ma końca ! Nie mam pojęcia ,gdzie on mógł ją ukryć. Nie mam !- Justin nie mógł dłużej tłumić w sobie żalu i złości spowodowanej tym ,że to on zawiedzie wszystkich. Złapał się za głowę ,psując przy tym fryzurę i westchnął najgłębiej jak potrafił ,by się uspokoić.

-I co teraz?-Mruknęła Patricia lekko wystraszona ,że zaraz dostanie jakieś upomnienie od przyjaciela.

-A to co?-Powiedziała cicho Katy ,podchodząc do rozbitego wazonu i sięgnęła po kartkę ,która w nim była i natychmiast podała ją Justinowi. Oczy chłopaka przeniosły się na przyjaciół ,którzy potwierdzili skinięciem głów ,aby ją rozwinął i przeczytał na głos.

-Zwróć głowę ku górze i nie przestawaj marzyć , wszystko co się wydarzyło ,miało się wydarzyć.

-Ale co to ma znaczyć. Nie mamy czasu ,by się nad tym zastanawiać. Została nam niecała godzina.-Powiedział stanowczo Alex ,biorąc kawałek kartki do ręki i studiując słowo po słowie. Twarz Justina nabrała wyrazu zaciekawienia ,ale też pewności. Chyba zaczął rozumieć sens tej zagadki. Zmrużył oczy, oblizując usta i rozejrzał się dookoła pomieszczenia , po czym spojrzał na sufit, bacznie mu się przyglądając.

-Co ty robisz?-Zapytała zdziwiona Patricia ,również unosząc głowę do góry.

-Poczekaj…

-Ale na co?-Odparła ,wciąż nie wiedząc na co patrzeć.

-Poczekaj…-Powiedział raz jeszcze skupiony Justin ,a jego męska twarz wyglądała naprawdę kusząco. Był taki idealny. Ociekał po prostu perfekcją nawet w sytuacjach takich jak ta i chociaż zdarzało mu się zwątpić ,nigdy nie tracił zdrowego rozsądku.

-Czego on szuka?-Wyszeptała Katy do Alexa ,przyglądając się całemu zdarzeniu.

-Zaraz się dowiemy.-Powiedział cicho ,obserwując przyjaciela.

-Mam !-Krzyknął uradowany Justin.-Podaj mi jakiś taboret, cokolwiek.-Ponaglił ,stojącą obok Patricię ,która w upływie minuty wróciła z sąsiedniego pokoju z wysokim ,drewnianym krzesłem wykonanym z ciemnego drzewa. Chłopak wziął do ręki długi ,biały pogrzebacz do kominka zakończony ostrym haczykiem i stanął na przyniesionym przez przyjaciółkę krześle , po czym sięgnął do małej ,kwadratowej ,stalowej klatki ,znajdującej się na suficie ,przypominającej otwór wentylacyjny. Pociągnął dość mocno ,wyrywając go ,a ku ich oczom kolejny kawałek papieru wyleciał ze środka.

-Brawo.-Powiedział pod wrażeniem Alex. Justin zszedł na dół ,odstawiając wszystko na swoje miejsce i uśmiechnął się dumnie ,lecz z ulgą. Usiadł z powrotem na skórzanym fotelu i zacisnął na nim mocno dłonie ,chcąc ,aby to była już ostatnia wskazówka. Jego ciemne ,brązowe oczy powędrowały na piękną Katy ,patrzącą na niego z troską ,ale uśmiechającą się do niego promiennie. Nie mógł tego nie odwzajemnić ,więc wstał i podszedł do niej ,po czym objął ją od tyłu w talii i pocałował w policzek bardzo czule.

-Twoja kolej.-Powiedział do Alexa ,opierając głowę o ramię dziewczyny. Chłopak o kruczoczarnych włosach odchrząknął lekko i przestudiował wszystko po kolei , a następnie posłał im zadowolone spojrzenie.

-Co?-Spytał zdziwiony Justin.-Czemu się cieszysz?-Na jego twarzy wymalował się grymas nadziei i chwilowego spokoju.

-Chyba już nie musimy szukać.-Powiedział Alex odetchnąwszy z ulgą.

-Co tam jest?-Justin zamarł niespokojnie w miejscu.

-Data ceremonii wręczenia kluczy i dokładna godzina , o której się zaczyna.

-To wszystko?-Spytał oburzony blondyn.

-Justin! To znaczy ,że znajdziemy ją w ten dzień. Wtedy wszystko się zakończy. To już prawie koniec.-Alex uśmiechnął się niezmiernie szeroko.

- W takim razie.-Powiedział szczęśliwy.-Możemy wracać.



Kolejne dni przebiegały bardzo spokojnie . Przyjaciele robili to , na co mieli ochotę .Spotykali się ze swoimi dziewczynami oczywiście w domu ,aby Alex nie był widoczny .Justin pomógł trochę Lucasowi w podziękowaniu ,jak i oboje zaczęli się pakować do powrotu do domu. Katy już dawno potwierdziła Jeremiemu ,że Alex wyjechał. Patricia dostarczała każdą informację jaka mogła być przydatna ,ale w zasadzie nie było to nic innego ,jak to ,czy Jeremy nic nie odwołał ,czy nadal trzyma się swojego planu. Cała ich przygoda zdawała się kończyć . Spokojnie spędzali dnie w domu ,aby dotrzymać Alexowi towarzystwa ,który na pozór był właśnie w Los Angeles ,a tymczasem siedział sobie w domku w Miami . Każda godzina zbliżała ich do tego wydarzenia ,coraz więcej było słychać o tym w gazetach ,w radiu ,czy w telewizji. Wszędzie pojawiało się nazwisko Henry Nidelton. Jego imię zawładnęło wszystkimi mediami. Był najbardziej znaną osobą w ostatnim czasie. Nie było żadnego programu ,który nie wspomniałby o nim. Prace do ceremonii trwały pełną werwą ,a na mieście panował gwar z tego powodu. Mężczyźni ,którzy zajmowali się tym wszystkim pracowali od najwcześniejszych do najpóźniejszych godzin ,aby wyrobić się z całą robotą. Dostrzegali tylko jak słońce wschodzi i zachodzi ,wschodzi i zachodzi i tak na okrągło . Plac dość szybko zamienił się w niemalże dwór królewski ,a do końca został tylko jeden dzień. Wszystko minęło tak szybko ,że przyjaciele nie mogli w to uwierzyć. Siedzieli właśnie w domku ,rozmawiając ze sobą o najwspanialszych chwilach jakie pamiętają ze swoich znajomości. Patricia opowiadała o tym ,jaki był Justin przed tym ,gdy wyjechała . Alex śmiał się z każdej głupoty ,którą wyprawili ,a Katy wspominała jak ciężko było jej włóczyć się przebranej za czarną zmorę i ile razy natknęła się na ludzi ,którzy spoglądali na nią jak na dziwaczkę, co zawsze ją krępowało. Wnętrze pomieszczenia zostało dobrze uprzątnięte ,gdyż już jutro mieli zwrócić Lucasowi klucz do mieszkania i w końcu wrócić do swojego ukochanego Los Angeles. Dzielił ich tylko jeden ,jedyny dzień. Oczekiwanie stawało się naprawdę nudne, tym bardziej ,że nie mogli nic robić ,gdyż Alex musiał pozostać w ukryciu. Najgorsze będzie schowanie go.

-A wracając do sprawy.-Powiedziała Patricia.-Jak masz zamiar ukryć Alexa? Przecież setki osób zbiorą się jutro na placu ,aby obejrzeć to wydarzenie i nigdy nie wiadomo ,kto będzie nas obserwował.

-To proste. Dziś w nocy nasz nieustraszony Alex prześpi się w aucie. Prawda Alexie?-Justin powiedział stanowczo ,lecz z nutką rozbawienia ,co wcale nie wywołało uśmiechu na twarzy przyjaciela ,a sama myśl o niewygodnych siedzeniach przyprawiała go o dreszcze. Nie tak wyobrażał sobie ostatnią noc tu ,ale jak to się mówi. Mus to mus.

-Oczywiście ,że tak. Wszystko ,byleby to się skończyło.-Chłopak odparł ,czując jak zasycha mu w gardle i wziął do ręki kubek z gorącą czekoladą ,po czym upił dość duży łyk. Ubrany był w zwiewny ,szary podkoszulek z kilkoma czarnymi napisami i białe ,ciasne z krokiem niemalże do kolan rurki . Na nogach miał niebieskie ,puszyste kapcie ,a jego kruczoczarne włosy były wilgotne tuż po umyciu. Błękitne ,głębokie oczy co chwilę wędrowały na siedzącą obok Patricię. Chłopak wyglądał naprawdę przystojnie ,a dojrzałość ,której nabrał w ostatnim czasie sprawiła ,że czuła się przy nim naprawdę bezpieczna. Justin z powodu upału, panującego na zewnątrz postawił na krótkie ,szare szorty za kolana i czarną ,obcisłą koszulkę na ramiączka. Na roztrzepanych ,ciemnych blond włosach spoczywała czerwona czapka typu fullcap . Jego śnieżnobiałe zęby idealnie dopełniały urok ,który nadawały jego twarzy długie rzęsy. Mały ,diamentowy kolczyk połyskiwał w ostrym świetle ,wpadającym przez uchylone okno. Dziewczyny były dziś wykąpać się nad oceanem ,więc ich ciała były przyodziane jedynie w bikini , na których owinęły w połowie przezroczyste kolorowe chusty. Mimo ,że były bez makijażu wyglądały wspaniale. Nie był im w ogóle potrzebny. Jasne meble rozpogadzały wnętrze, a szklane, gładkie powierzchnie odbijały światło. Wszystko było uporządkowane. Na małym ,kremowym stoliku stały dwie puszki gazowanych napoi i dwa kubki wypełnione gorącą czekoladą. Przyjaciele spojrzeli raz jeszcze na siebie ,a potem na zegarek. Dzień upływał coraz wolniej . Nie mogli już dłużej tego oczekiwać. To stało się straszne. Niczym najgorszy horror. Oczekiwanie. I te uciążliwe tykanie zegara z każdą sekundą. Wisiał tam tak sobie i wisiał. Justin wyciągnął z kieszeni swojego Black Berry i spojrzał na niego ze zastanowieniem.

-Co robisz?-Zapytał ciekawy Alex.

-Myślę.

-Nad?

-Nad tym ,czy nie zadzwonić do mamy.

-Jak to?

-W końcu jutro wracamy. Nie sądzisz ,że wypadałoby ją poinformować? Ona powie twoim rodzicom.

-A co jeśli któreś z nas nie wróci?-Chłopak dostał gęsiej skórki na samą myśl o tym ,a jego gardło zacisnęło się. Justin zaniemówił przez chwilę.

-To chociaż zadzwonię i zapytam co u niej.-Uśmiechnął się promiennie.

-Dobry pomysł.-W pokoju nastała cisza ,która skrępowała Justina ,więc wyszedł na zewnątrz ,aby porozmawiać z Jessicą. W słuchawce słychać było długi sygnał ,oznaczający połączenie, gdy nagle kobieta odebrała.

-Justin. Kochanie. Nic ci nie jest? W końcu się odezwałeś tak ,jak obiecałeś.-Jej ciepły głos był przepełniony niezmierną radością ,a chłopak mógł sobie wyobrazić ją teraz. Jej cudowny uśmiech i gesty ,które zawsze wykonywała podczas rozmowy jakby chcąc ukazać swoje emocje. Justin usiadł na drewnianych schodach ganku i przyłożył słuchawkę mocniej do ucha, lecz mimo tego na jego twarzy nie zawitał uśmiech. W głębi rozpierała go radość ,że może znów usłyszeć swoją mamę ,lecz bał się potwornie tego ,że to ostatni raz ,gdy ją słyszy. Zdawał sobie sprawę z tego ,że jest ostatnią osobą ,która jest dla niej tak bliska i ,że jeśli nie wróci nikt się nią nie zajmie. Bardzo ją kochał i bał się tego, co stanie się jutro. Oparł dłoń o czoło ,czując rozpierające go od środka negatywne emocje i wsłuchał się jeszcze raz w słowa mamy.

-Wszystko w porządku. Tutaj jest świetnie. Wujek Alexa zajmuje się nami na co dzień i przyrządza naprawdę wyśmienite koktajle. Szkoda ,że cię tu nie ma. Nie uwierzysz ,ale pamiętasz Natalie?

-Tak synku .Twoja przyjaciółka z dzieciństwa ,która wyjechała.

-Odnalazłem ją.-Jego głos rozbrzmiał radośnie w słuchawce Jessici.

-Naprawdę? To cudownie. Mam nadzieję ,że jesteś szczęśliwy. Pozdrów ją ode mnie.

-Pewnie ,że to zrobię. A co u ciebie?- Jego ton zmienił się na niższy ,a słowa wolniej zaczęły wydobywać się z jego zaciśniętych ust. Pięść powędrowała do powieki ,by otrzeć gramolącą się do wyjścia pojedynczą łzę.

-Ostatnio przebywam sporo czasu z rodzicami Alexa. Dostałam awans w pracy i co jeszcze…ah ! Zapomniałabym o najważniejszym. Poznałam kogoś.

-Naprawdę? To cudownie. Mam nadzieję ,że dba o ciebie.-Justin powiedział to bardzo troskliwie ,czując jak łzy zaczynają coraz szybciej ciskać się do jego oczu.

-Tak . Jest naprawdę cudownym mężczyzną.

-Cieszę się naprawdę.-Dodał prędko chłopak i wbił spojrzenie w swoje białe adidasy.

-Dlaczego nic nie mówisz?-Powiedziała zmartwiona kobieta.

-Opowiem ci wszystko ,gdy już wrócę. Muszę kończyć.-Odparł tak ,aby nie dawać jej podejrzeń ,że coś nie gra i nim ta skończyła odpowiedzieć cokolwiek, rozłączył się. Uderzył pięścią w poręcz ganku i schował twarz w dłonie , po czym rozsunął palce i zaczął przyglądać się temu ,co dzieje się na plaży. Wszyscy gdzieś wychodzili . Każdy opuszczał to miejsce ,ale dlaczego? Justin nie mógł dłużej się nad tym zastanawiać i niezwłocznie wstał ,by dowiedzieć się czegoś od Lucasa. Przemierzył nieduży kawałek, dzielący ich mieszkanie od baru mężczyzny i usiadł na stołku ,spoglądając na niego.

-Nabrałeś ochoty na koktajl?-Powiedział wysoki brunet z wielkim uśmiechem ,przecierając umytą przed chwilą szklankę.

-Nie…a w sumie…możesz zrobić, ale przyszedłem tu w innej sprawie.

-Dokładnie jakiej?-Odparł zaciekawiony Lucas ,odstawiając naczynie i przewieszając sobie ścierkę przez ramię.

-Gdzie oni wszyscy idą?

-Masz na myśli tych wszystkich ludzi ,którzy przed chwilą tu byli?

-Tak.

-Jeszcze nie słyszałeś?

-Ale o czym?-Justin przeniósł wzrok na zdziwioną twarz Lucasa.

-Ceremonia wręczenia kluczy miasta została przeniesiona na dziś.

-Jak to?-Chłopak niemalże udławił się własną śliną.

-No tak. Dokładnie zaczyna się za…-Mężczyzna spojrzał na kartkę, przyczepioną do blatu i na swój telefon ,który po chwili schował do kieszeni hawajskich spodenek.-Pół godziny.

-Że co?!!-Justin nie mógł w to uwierzyć. Wszystko było zaplanowane na jutro ,a tu nagle coś takiego? Czuł się jak w dzień Prima Aprilis .-Ale dlaczego?

-Coś wspominali ,że burmistrz musi wyjechać jutro ,więc wszystko musi odbyć się dziś ,czy coś takiego.

-Matko kochana!-Wrzasnął Justin ,zrywając się z miejsca i pobiegł niezwłocznie w stronę domu ,nie zwracając uwagi na krzyczącego do niego Lucasa. Wtargnął do środka i trzasnął drzwiami. Przyjaciele podskoczyli wystraszeni.

-Co się stało? Coś stało się twojej mamie?-Alex wydukał , nie mogąc dopasować do siebie słów w ogarniętym przez szok ciele.

-Nie. Stało się coś gorszego!

-Co takiego?!!-Odparła zaniepokojona Katy.

-Uroczystość zaczyna się za pół godziny. Musimy zabrać wszystko. Natychmiast!

-Ale jak to?

-Nie ma czasu na wyjaśnienia. Zbierajcie się!-Wrzasnął roztargniony Justin i zaczął pakować wszystko, co było im potrzebne. Krótkofalówki ,pistolety ,lornetkę i wiele więcej. Każdy ubrał się w tak szybkim tempie ,że nawet nie zdawali sobie sprawy ,iż to jest w ogóle możliwe. Najważniejsze było teraz potajemne przetransportowanie Alexa. Nie mogli owinąć go w prześcieradło ,gdyż przykułby uwagę każdego ,ani nie mógł wyjść tak po prostu ,bo może natknąć się na kogoś z paczki Jeremiego.

-Jak mamy go teraz tam zawieźć ?-Spytała bezradna Patricia ,gdy Alex odezwał się prędko.

-Podjedziesz autem Katy pod tylnie okno ,a ja wyskoczę przez nie szybko i wtargnę na tylnie siedzenia i tam się położę ,a ty przykryjesz mnie kocem.

-Dlaczego jej samochodem?

-Bo moje już dawno zostało schowane ,aby ukryć wszelkie podejrzenia.

-Dobrze rozumiem.-Dziewczyna wyszła na zewnątrz i w pośpiechu zrobiła to ,o co ją poprosił ,parkując wóz z tyłu. Alex założył na głowę kaptur od czarnej bluzy ,którą przed chwilą założył i wgramolił się do tyłu ,pozostając niezauważonym. Czekali teraz tylko na Justina i Katy.

-Wziąłeś wszystko?-Powiedziała zniecierpliwiona.

-Tak.-Odparł blondyn i oboje szybkim ruchem dołączyli do przyjaciół.-Odpalaj.-Powiedział do Patrici ,która czuła się pod presją czasową. Musiała zdążyć na ceremonię ,a nawet być tam wcześniej ,gdyż muszą rozstawić się na swoich pozycjach. Całe miasto było teraz zatłoczone i nie było jak przejechać. Odpaliła auto i wykręciła ,kierując się w stronę długiej ulicy ,prowadzącej na plac. Tak , jak się spodziewała nie było miejsca ,aby prześliznąć się przez ten rozwścieczony tłum aut i ludzi ,przebijających się chodnikami. Zdenerwowana zaczęła trąbić ,uderzając w klakson kilkanaście razy na minutę.

-Przestań! Ściągniesz na nas uwagę ,a nie możemy pozwolić na to ,żeby ktokolwiek dostrzegł Alexa.-Warknął zirytowany Justin ,na co dziewczyna tylko się naburmuszyła i oparła o siedzenie ,zaplatając dłonie na piersiach.

-Więc powiedz mi co mam robić.-Spojrzała w lusterku ,dostrzegając jego spojrzenie.

-Wysiądź . Ja będę kierował.-Justin zamienił się z nią miejscami i już po chwili wcisnął wsteczny ,zawracając. Gdy już to zrobił nadepnął z całej siły pedał gazu ,wbijając wszystkich w siedzenia i pojechał naokoło.

-Zwariowałeś? Nie zdążymy!-Warknęła urażona Patricia.

-Jeszcze się zdziwisz.-Powiedział ostro Justin ,zmieniając szybko biegi i jadąc coraz szybciej. Licznik zaczął pokazywać sto czterdzieści kilometrów na godzinę i to nie na prostej ulicy ,lecz na zakrętach.

-Zwolnij ! Zabijesz nas!-Krzyknęła przestraszona Katy ,siedząca z tyłu obok leżącego Alexa ,lecz chłopak ani myślał zwolnić. Brnął przez najwęższe uliczki ,zerkając co chwila w lusterka i chwycił dłonią różaniec ,wiszący przy nich. Zacisnął na nim mocno dłoń i skręcił w kolejną ulicę ,prowadzącą już tylko do placu.

-Która godzina?-Powiedział skupiony na jeździe. Patricia wyciągnęła komórkę i odpowiedziała niezwłocznie.

-Zostało piętnaście minut.-Chłopak uspokoił się lekko ,wiedząc ,że zdążą i zwolnił wjeżdżając na plac. Zaparkował gdzieś z boku ,aby nikt nie zwrócił na nich uwagi i odetchnął ,opierając się o siedzenie. Dziewczyny natychmiast go ponagliły i wyszły z auta z Alexem ,zaprowadzając go do punktu widokowego. Justin udał się w sam środek zamieszania ,starając się odnaleźć Jeremiego. Szukał go dłuższą chwilę ,gdy jego charakterystyczna twarz rzuciła mu się w oczy. Wyglądał okropnie. Jego usta były mocno zaciśnięte prawie tak samo ,jak pięści. Nie otrzymał złotej broni i to było powodem tej niepohamowanej agresji. Wyglądał jakby miał zaraz eksplodować. Setki balonów uwięzionych pod wielką siatką czekały ,aż zostaną wypuszczone wysoko w górę ,gdy dojdzie do wręczenia kluczy. Setki osób ustawiło się już z aparatami ,by upamiętnić całe wydarzenie . Atmosfera była tłoczna ,lecz radosna ,a jedyną niesmaczną postacią był właśnie Jeremy. Justin bacznie przyjrzał się temu co robi i gdzie kroczy wzrokiem ,ale ku jego zdziwieniu zaraz zniknął gdzieś w tłumie. Nie mógł stracić go z oczu ,więc szybko podążył za nim i śledził go dłuższą chwilę. Znalazł się na jakiejś polanie ,na której stała zaparkowana furgonetka i kilka osób z jego paczki.

-Alex słyszysz mnie? Odbiór.-Powiedział cicho do krótkofalówki.

-Tak słyszę. –Odparł.

-Dobrze. Bez odbioru.-Ruszył w stronę całego zgromadzenia i schował się za kilkoma drzewami ,rosnącymi na boku, ale był na tyle blisko ,aby wszystko usłyszeć ,lecz zobaczył coś ,czego z pewnością się nie spodziewał. Mieli Henrego .Siedział tam związany i miał zakneblowane usta jakąś szmatką.

-Alex! Wzywaj policję i przyprowadź ich szybko na polanę tuż za placem.

-Dlaczego?

-Nie dyskutuj tylko rób to co mówię . Jestem za drzewami , jak dobrze się przyjrzysz to mnie zobaczysz. Musisz się pospieszyć. Bez odbioru.-Schował krótkofalówkę do tylnej kieszeni tak ,że była teraz niewidoczna i zaczął przybliżać się do Jeremiego ,gdy nagle usłyszał swoje imię.

-Justin. Nie bój się . Podejdź.-Powiedział o dziwo spokojnie brat Katy i zaprosił go do siebie gestem ręki. Justin nie zbyt wiedział ,co ma teraz zrobić ,więc ruszył pewnym krokiem do niego. Wszyscy bacznie mu się przyglądali i wtopili swoje ponure oczy w jego osobę. Czuł się naprawdę dziwnie tym bardziej ,że patrzył na człowieka , którego wtedy spotkał. Staruszek rozpoznał go doskonale ,co chłopak dostrzegł w jego oczach. –Mimo ,że nie znalazłeś tego ,czego szukałem nic się nie stało. Jak widzisz mój plan i tak się udał. Zobacz. Zobacz na tego mężczyznę. To przez niego zginęła moja matka .To przez niego Katy odeszła . To przez niego zabili ci ojca!!!-Jeremy wrzasnął bardzo głośno i splunął Nideltonowi na twarz. –Patrz jaki jest z siebie dumny. Bogacz! Myślał ,że może wszystko ,a zwykła banda dzieciaków go pokonała. Czy to nie zabawne?-W jego oczach można było dostrzec ,opanowujące go szaleństwo i chęć zemsty. Wyciągnął pistolet ze swojej kieszeni i przyłożył go do czoła mężczyzny. Justin zamarł. Zapomniał wziąć ze sobą broni ,która została w aucie. Stał i patrzył jak staruszek błaga go o pomoc, ale targały nim dziwne uczucia. Jednak Jeremy miał racje. Gdyby nie Henry jego ojciec żyłby teraz. Brunet już miał pociągnąć za spust ,gdy nagle odsunął pistolet od jego głowy ,co zdziwiło Justina. –Ty strzel.

-Ja?-Chłopak ledwo wykrztusił słowa z gardła.

-Tak ty. Najwięcej się wycierpiałeś przez tego mordercę. Teraz pokaż mu ,co czuł każdy z nas. Zabij go!-Wrzasnął. Justin wziął pistolet do ręki i spojrzał na niego z namysłem. Wszyscy z paczki Jeremiego powędrowali do furgonetki ,stojącej bardzo daleko od nich ,tak daleko ,że nie byli ich w stanie usłyszeć nawet ,gdy krzyczeli. Przeniósł spojrzenie jeszcze raz na staruszka i przypomniał sobie rozmowę z tamtego dnia ,gdy go spotkał. Przypomniał sobie jak wyglądał i jak się ukarał po tym wszystkim. Żałował tego ,co zrobił i z pewnością było to szczere, gdyż nikt nie mógł go rozpoznać ,a nawet się nie znali ,więc nie miał powodu ,by kłamać. Podniósł pistolet do góry i wycelował nim ,ale nie w Henrego ,lecz Jeremiego.-Co ty robisz?-Powiedział zszokowany i całkiem bezbronny.

-Odsuń się!

-Zwariowałeś? Justin to nie ja jestem wrogiem ,tylko on!

-Odsuń się powiedziałem!-Chłopak mówił to naprawdę poważnie i nie żartował ani trochę. Jego oczy przepełnione były złością ,ale zamierzał trzymać się ustalonego planu. Nie był mordercą. Robił to wszystko ,by uratować tego mężczyznę i właśnie miał zamiar to zrobić.-I nawet nie waż się wzywać swoich przyjaciół .

-A co jeśli magazynek jest pusty?-Dodał Jeremy ,starając się oszukać Justina.

-Nie rób ze mnie głupca. Tylko kretyn, chcąc kogoś zastrzelić ma tylko jeden nabój lub nie ma ich w ogóle.-Zrobił krok naprzód . Mina chłopaka zrzedła. Justin wciąż trzymał spluwę na wysokości czoła Jeremiego ,gdy nagle Alex odezwał się w krótkofalówce.

-Uważaj .Właśnie wkraczamy.-Chłopak natychmiast wyrzucił broń tak ,by wina nie spadła na niego i stanął twarzą w twarz z wprawionym w osłupienie Jeremym. Kilka radiowozów podjechało na miejsce zdarzenia i ogromna grupa policjantów wybiegła w pościg za winowajcami. Justin niezwłocznie obezwładnił brata swojej dziewczyny tak ,aby nie zdołał uciec i wydał go w ręce sanitariuszy . Oboje wraz z Alexem i dziewczynami uwolnili Henrego podczas ,gdy reszta bandy została przechwycona.

-Spokojnie. Jest pan już wolny.-Powiedział Justin ,pomagając mu wstać. Staruszek podał mu dłoń i spojrzał na niego pełen podziwu.

-Pamiętam cię.

-Tak też sądziłem.-Odparł poruszony.

-Dlaczego mnie nie zabiłeś? On mówił prawdę mimo to ,ty zrobiłeś co innego.-Zapytał zaciekawiony.

-Ponieważ sam pan powiedział mi wtedy ,gdy się spotkaliśmy ,że popełnił pan błąd ,którego nie da się naprawić ,lecz ja mam jeszcze czas ,by to zrobić.-Justin uśmiechnął się szeroko w miłym geście.-Jeśli mogę jeszcze spytać. Gdzie jest złota broń? Czy ona w ogóle istnieje?-Staruszek roześmiał się swoim chrypliwym głosem.

-Wiedziałem ,że o to zapytasz. Otóż mój młody człowieku.-Oparł dłoń na ramieniu Justina.-Owszem ona istnieje. A gdzie jest? Jest tutaj.-Wskazał na serce chłopaka.

-Jak to?

-Nie ma na świecie mocniejszej broni niż wybaczenie i miłość. Mając to w życiu ,nie ma rzeczy niemożliwych. Jeśli człowiek dostrzega to ,co najważniejsze ,tak ,jak ty to zrobiłeś …pokona każdą przeszkodę ,która stanie mu na drodze. Tym jest złota broń .-Staruszek uśmiechnął się szeroko i spojrzał w rozpromienione podziwem oczy Justina, po czym odszedł na ceremonię . Przyjaciele przysłuchiwali się całej rozmowie i równie zdziwieni zaczęli iść na plac.

-Jak mogłaś ! Katy jesteś moją siostrą!-Krzyk Jeremiego wydobył się z radiowozu.

-Nie. To ja myślałam ,że jesteś moim bratem. –Jej spojrzenie stało się puste ,a oczy napawały współczuciem ,lecz odeszła i przytuliła Justina. Przeszli dość spory kawałek i znaleźli się na placu aby obejrzeć wspaniałe przemówienie Henrego. Wszystko było idealne.

Następnego dnia ,gdy chłopcy mieli już opuszczać dom wybrali się jeszcze na chwilę nad wodę ,by pożegnać Lucasa. Usiedli wokół wielkiego ogniska wraz ze swoimi torbami i dziewczynami. Spędzili naprawdę wspaniale czas , po czym podziękowali wujkowi Alexa za wszystko ,co dla nich zrobił i w czwórkę udali się do auta ,by ruszyć na lotnisko. Patricia nareszcie była wolna , Katy czekało nowe wspaniałe życie jak i chłopców. Wszyscy uśmiechnęli się do siebie znacząco.

Lot minął wspaniale ,choć męcząco. Jessica wraz z rodzicami Alexa czekała u nich w domu. Tata Katy również tam był. Przyjaciele weszli do środka ,napawając się widokiem znanego im Los Angeles ,co najbardziej ucieszyło spragnioną tego miejsca Patricię, która teraz promieniała z zachwytu. Otworzyli drzwi do mieszkania ,posyłając sobie pełne ulgi spojrzenia i weszli do środka.

-O mój Boże.-Jessica zbiła szklankę ,którą trzymała przed chwilą na widok żywej Katy. Justin bardzo szybko opowiedział wraz z przyjaciółmi całą historię ,która ich spotkała. Przesiedzieli razem tak dość długi czas ,a ojciec Katy zadecydował ,że Patricia może zamieszkać z nimi ,gdyż pokój Jeremiego będzie teraz pusty przez długi czas. Rodzice nie mogli powstrzymać łez ,które spływały po ich policzkach ze szczęścia. Alex opowiedział o odnalezieniu swojej zaginionej siostry Diany i umówili się ,że przyleci tu jeszcze w tym tygodniu. Chłopak odszedł na bok ,widząc połączenie od Lucasa i odebrał je niezwłocznie .

-Tak już dojechaliśmy.-Oparł wesoło.

-Alex…nie dlatego dzwonię.

-Co się stało?-Zapytał zaniepokojony, gdy jego oczy rozszerzyły się natychmiast. Wbiegł niezwłocznie do mieszkania i trzasnął drzwiami ,przykuwając uwagę wszystkich dookoła.

-Alex ?

-Diana zaginęła.

-Że co?-Blondyn zerwał się z miejsca i fakt ,że go zraniła nie zmieniał tego ,iż była mu bliska.

-Jej rodzina nie widziała jej od około tygodnia.-Jego błękitne oczy poszarzały. Justin oblizał swoje pełne ,różowe usta i przeczesał dłonią włosy głośno westchnąwszy.

-To jeszcze nie koniec.



KONIEC

WYBUDZONY ZE SNU.CZĘŚĆ 92.

Na szczęście Justin obudził się ,czując podmuch świeżego, chłodnego, porannego powietrza ,napływającego do środka. Przetarł dłonią swoją zmęczoną zbyt dużą dawką alkoholu twarz i wyprostował się mocno napinając mięśnie ,co naprawdę było widać przez jego białą ,zwiewną koszulkę. Zmrużył oczy ,uchylając drzwi i wypełznął na zewnątrz ,czując się naprawdę niedobrze. Z każdym krokiem czuł swoje wnętrzności ,tańczące właśnie jakiś układ , którego już dawno zapomniał. Miał morderczego kaca. Jego twarz była blada , a oczy wciąż zaszklone. Czarne rurki tylko pogorszyły sprawę ,gdyż przyciągały niechciane teraz przez chłopaka tak bardzo gorące słońce. Zacisnął obie dłonie na swoim żołądku ,myśląc tylko o chłodnym koktajlu z guarany zrobionym przez Lucasa i jak najszybciej było to możliwe udał się do baru na plaży. Uniósł rękę do góry przesłaniając sobie drogę ,aby choć na chwilkę odetchnąć od ostrych promieni i zacisnął usta ,gdy jego wczorajsza kolacja zaczęła tańczyć walca. Wziął głęboki oddech ,powtarzając sobie w myślach ,że nie jest ,aż tak źle ,choć jak dobrze wiedział było o wiele gorzej. Był to jeden powód z niewielu ,dlaczego nienawidził pić. Zawsze miał okropną migrenę, nie wspominając o mdłościach. Twierdził ,że to tak ,jakby był w ciąży. I na dodatek nie miał humoru.
Oparł się o ciemnobrązowy ,drewniany blat i wydychając tłumione w płucach przez całą drogę powietrze wymamrotał do Lucasa kilka słów ,które były prośbą o napój.
-Wyglądasz jakbyś umarł.-Mężczyzna zaśmiał się głośno , nie dowierzając własnym oczom ,że ktoś może wyglądać ,aż tak źle i natychmiastowo ściągnął z głowy swoje czarne ,kwadratowe okulary przeciwsłoneczne.-Załóż to nim wystraszysz wszystkich plażowiczów.
-Dzięki.-Powiedział pochmurnie Justin ,zakładając swoją nową ,,maskę" i usiadł na drewnianym stołku ,opierając twarz o dłonie w taki sposób ,że wprowadził Lucasa w zakłopotanie ,co do tego czy ,aby nie śpi.
-Mam nadzieję ,że Alex żyje.-Powiedział rozbawiony brunet.
-Też taką mam.-Odparł chłopak lekko się śmiejąc, co wyszło mu tylko na złe, ponieważ żołądek odmawiał jakiegokolwiek posłuszeństwa ,ale słowa wujka przyjaciela go rozśmieszyły. Był bardzo ciekawy jak będzie wyglądać Alex. Czy nie będzie miał również siły do życia jak on czy raczej będzie jak nowo narodzony. O wilku mowa. Właśnie dołączył do nich wyczekiwany osobnik. Oczywiście ledwo żywy ,co pocieszyło Justina. Pokazał to w swoim uśmiechu ,który kolega odwzajemnił niechętnie.
-Musimy wyruszyć na kolejne poszukiwania.-Dodał zwięźle ciemny blondyn ,gładząc swoje włosy i przyglądając się bacznie zegarkowi ,który spoczywał na jego nadgarstku.
-Jeśli zrobimy to jutro ,to coś się stanie?-Odparł zmęczony,na co Justin skinął głową w potwierdzeniu.
-Zginiemy.

WYBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 91.

Wszyscy posłali sobie natychmiastowo pełne przerażenia i niepewności spojrzenia ,gdy Justin podszedł i wpuścił do środka rozchmurzoną ,zarumienioną Patricię.
-Cześć. Przyszłam was odwiedzić. Oczywiście jeśli można.-Puściła prędko oczko i wyciągnęła zza pleców dużą butelkę czerwonego ,wytrawnego wina. Chłopak roześmiał się gwałtownie ,opuszczając głowę w dół ,po czym podniósł wzrok do góry i gestem dłoni zaprosił ją do pokoju.
-Patricia?-Powiedziała Katy w zapierającym tchu zdziwieniu, gdyż była niemalże pewna ,iż Jeremy ją przysłał.-Ja tu tylko ...-Zaczęła zbierać swoje rzeczy i przygotowywać się do wyjścia.
-Spokojnie.-Ponagliła ją dziewczyna.-Oboje mamy dość twojego brata i nie gramoliłam się tu taki kawał ,żeby cię szpiegować.-Uśmiechnęła się znacząco podchodząc do niej bliżej i siadając obok.
-To może ja przyniosę lampki?-Justin rzucił im spojrzenie i udał się do barku ,robiąc przy tym nieziemsko uciążliwy hałas ,obijającego się o siebie szkła, po czym wrócił do przyjaciół.
W pokoju zrobiło się nieco duszno od ich oddechów przepełnionych wonią alkoholu i ciepłych od rozgrzanej krwi w ich ciałach. Justin dosiadł się do Katy czule ją traktując i pieszcząc dłonią każdą część jej boskiego ciała ,które traktował jak świątynię . Dokładnie tak, jak zwykł robić to ,gdy ich życia były jeszcze normalne ,gdy nic nie stawało im na przeszkodzie, a każdy dzień był idealny. Uśmiechnął się delikatnie ,przybliżając się do niej i chwycił w palce kosmyk jej długich ,czarnych włosów , odgarniając go za jej małe, zgrabne ,ucho przebite kryształowym kolczykiem ,migocącym w świetle. Jej szmaragdowe oczy zaiskrzyły od czułości jaką ją obdarowywał ,a ciało rozluźniło się całkowicie ,poddając się jego pieszczotom. Justin przejechał kciukiem po jej policzku i zatrzymał go na jej pełnych ustach po czym przeniósł na nie swój spragniony wzrok. Zerknął raz jeszcze na nią po czym czule ją pocałował. Zrobił coś ,co jak sądziła Patricia mogła najgorszego zobaczyć. Jej ręce mocno zacisnęły się na kieliszku ze złością, gdy Alex zwrócił na siebie jej uwagę.
-Pięknie wyglądasz.-Uśmiechnął się ,zaczynając powoli. Spoglądał pod wrażeniem na jej kuszące biodra ,a obcisła ,czarna sukienka wyglądała zwyczajnie ,lecz cudownie na jej ciele.
-Dziękuję.-Powiedziała sucho wciąż zerkając na Justina.
-Mogę się do ciebie dosiąść?-Powiedział prędko Alex ,czyniąc to ,gdy ta skinęła głową.
Czas mijał coraz szybciej. Kolejne lampki się opróżniały .Czuli coraz większy szum w głowie. Każda godzina stawała się sekundą. Każda chwila przeobrażała się w coś niepowtarzalnego. Od momentu wybudzenia się Justina ze śpiączki pierwszy raz bawili się tak dobrze. Chłopcy posłali sobie szczere uśmiechy . Patricia oderwała się myślami od Justina ,gdyż czarujący urok i osobowość Alexa zawładnęły nią całkowicie. Wszyscy upili się niesamowicie i zasnęli nad ranem ,lecz czy byli teraz bezpieczni? Drzwi wciąż były otwarte.

WYBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 90.

-Ale jak?-Rzucił zdezorientowany chłopak ,wędrując gdzie indziej myślami ,ale starając się nie odejść od tematu.
-Normalnie. Gdy nadejdzie dzień tej uroczystości zaczaimy się gdzieś i będziemy obserwować Jeremiego. Każdy jego ruch. Nie możemy dopuścić ,by zabił tego mężczyznę ,więc jesteśmy teraz jakby jego ochroniarzami? Nie wiem. Zobaczymy jak to się potoczy.-Odparł prędko Justin ,nie mając siły dłużej zatapiać się w ten temat, gdyż nadzwyczajnie nie miał na to ochoty. Oblizał swoje pełne usta i już był prawie pewien ,że odpocznie ,gdy nagle ktoś zapukał do drzwi.-Jeny!-Wrzasnął zdenerwowany nawet nie rozmyślając o tym ,kto to mógł być i otworzył je niezwłocznie. O dziwo była to Katy.
-Co ty tu robisz?-Powiedział równie zdziwiony jak i wstrząśnięty ,budząc się natychmiast. Zrobił gest ręką i zaprosił ją do środka rzuciwszy w Alexa poduszką ,aby ten wstał.
-Wszyscy zasnęli ,więc przyjechałam ,aby powiedzieć ci o tym ,czego chciałeś się dowiedzieć.-Dodała ściągając z siebie bordowy ,prosty ,schludny do bioder płacz i położyła go na najbliższym siedzeniu. Zarzuciła do tyłu włosami ,a jej strój ,w którym widział ją niedawno Justin wyglądał wciąż rewelacyjnie.
-Dobrze. Chcesz się czegoś napić?-Powiedział z uśmiechem na twarzy ,kryjąc przed nią zmęczenie, gdyż z pewnością zaczęłaby się o niego martwić i troszczyć tak ,jak miała w zwyczaju to robić. Przynajmniej taką ją pamiętał.
-Napiłabym się kawy.-Rzuciła.-Rozpuszczalnej oczywiście.-Dodała niezwłocznie nagląc swoje słowa i poprawiła krańce sukienki.-Co tam u Ciebie Alex?-Zaśmiała się, odwracając głowę w jego stronę ,patrząc jak jego zwłoki zwlekają się niemiłosiernie wolno z łóżka z wielkim cierpieniem.
-Jestem tak wyczerpany ,że nawet nie wiem co odpowiedzieć.-Uśmiechnął się promiennie ,by nie urazić dziewczyny brakiem entuzjazmu.-Mi też zrób kawę. Proszę...-Powiedział cicho ,przecierając dłońmi swoją twarz. Dziewczyna zachichotała. Justin odchrząknął ,chcąc coś dodać ,ale się wycofał i zrobił gorącego ,pobudzającego napoju dla ich trojga.
-Nie wiem ile słodzisz ,więc tu jest cukier, a tu śmietanki.-Uśmiechnął się szeroko ,kładąc srebrną tackę z trzema kubkami na stół. Chłopak usiadł obok przyjaciół i zaplótł palce u swych dłoni ,przenosząc wzrok na Katy.-Więc? Kiedy mieszkanie jest puste.
-Codziennie od godziny jedenastej do dwudziestej. -Posłała mu uśmiech ,który prędko odwzajemnił.
-Dlaczego zeszłej nocy nikogo nie było?-Dodał zdziwiony.
-Jeremy zabrał nas na imprezę do jakiegoś klubu.-Powiedziała znudzona ,myśląc o tamtym miejscu ,gdy z dumania wyrwało ją kolejne pukanie do drzwi, ale co najgorsze nie spodziewali się kolejnych gości.

WYBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 89.

-Nie mamy?-Odparł Alex głośno łykając kawałki jedzenia, gdyż uczucie głodu nie pozostawiało mu innego wyboru. Wziął do ręki kubek wypełniony napojem o smaku lodowym i zmarszczywszy czoło zerknął na przyjaciela.
-Dlatego Jeremy chciał się pogodzić. Wszystko jasne.-Wypowiedział powoli Justin. Dosłownie słowo p o słowie.-Potrzebuje nas żeby odnaleźć złotą broń ,bo jedyna dla niego okazja na pozbycie się wroga jest już niedługo. W zasadzie został tydzień lub dwa tygodnie.-Ciemne , blond włosy chłopaka ułożone przez wiatr i kaptur w nieład przybrały bardzo naturalny wygląd, a jego twarz nabrała bardziej męskiego wyrazu ,gdy zacisnął w złości zęby i usta. Biała koszulka ,którą założył tuż po wyjściu z kąpieli swobodnie zwisała na jego ciele gdzieniegdzie ,odbijając mięśnie. Jędrne nogi przyodziane w czerwone ,śliskie szorty wyglądały nieziemsko ,a złoty krzyżyk ,wiszący na jego szyi iskrzył się od rzucanego przez żyrandol światła. Na jego buzi wymalowały się dwa rumieńce od ciepła ,panującego wewnątrz pokoju. Wstał prędko z kanapy i podszedł do cudownie wyglądającego ,pościelonego łóżka i rzucił się na nie ,tuląc pościel do siebie.-Mam ochotę umrzeć.-Wymamrotał ledwo słyszalnym przez materiał głosem. Alex wstał mozolnie i wytrzepał ręce z okruszków bułki ,oblizując usta i rozciągając się na boki.
-Nie umieraj.-Zaśmiał się głośno przez niemalże zamknięte z wyczerpania oczy.-Już prawie koniec. Damy radę.-Dodał podchodząc do swojego łóżka i również się na nie rzucając.-O jak cudownie. Mógłbym teraz w ogóle nie wstawać.-Powiedział cicho ,nie wiedząc ,że Justin to słyszał.
-Nie musisz.-Chłopak wybuchł śmiechem ,wyłaniając swoje oblicze spod kołdry i ukazując swoje śnieżnobiałe zęby. Wstał na chwilę ,by wziąć pilot do ręki i wyłączył telewizor. -Idź spać Henry. -Mruknął rozbawiony ,wracając do swojego azylu zwanego łóżkiem. Wsunął się niezwłocznie pod pościel i oparł głowę o miękką poduszkę.
-Jak myślisz...dlaczego planuje zabić go wtedy? Dlaczego nie zrobi tego kiedy indziej?-Powiedział zaspany Alex ,wciąż starając nie pogrążyć się w głębokim śnie.
-Nie wiem...może dlatego, że w końcu się ukaże? Nikt go przecież nie widział szmat czasu.-Odparł zmęczony Justin ,otwierając oczy i wbijając spojrzenie w sufit.
-Myślisz ,że to jedyny powód?-Kontynuował kolega.
-Nie sądzę. Z pewnością jest coś więcej.
-Co takiego?-Rzekł Alex pozostając wciąż w stanie trzeźwości.
-Jeśli zabije go w tłumie z pewnością ucieknie.
-I co teraz?
-Musimy mu w tym przeszkodzić.

WBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 88.

-Nic.-Odparła prędko ,zasłaniając chłopców plecami i ominęła dość wysokiego chłopaka ,kierując się w stronę pokoju ,w którym wszyscy dalej imprezowali.-Po prostu chciałam chwilę odetchnąć.-Uśmiechnęła się nadzwyczajnie szczerze, choć każde jej słowo i gest były udawane. W takich sytuacjach potrafiła zachować się jak aktorka z najwyższej półki. Zrobiła kilka kolejnych, pewnych kroków do przodu i odwróciła głowę dodając.-Idziesz?-Znajdowała się już tak daleko ,że jej głos był ledwie słyszalny dla upitego chłopaka, lecz chyba zrozumiał co do niego powiedziała i ruszył za nią.
Justin wraz z Alexem uciekli w tym momencie i znajdowali się już w aucie. Zamknęli do końca szyby ,aby wyciszyć się choć przez chwilę i wyłączyli muzykę ,czego zwykle nie robili. Oboje opadli na siedzenia ,czując zmęczenie jak i brak satysfakcji. Alex nie był skupiony tak bardzo na jeździe ,jak miał to w zwyczaju ,lecz tym razem rozluźnił się i mknął przez wyludnioną ulicę ,chcąc jak najszybciej dobrnąć do domu i zdjąć brudne, zamoczone adidasy.
-Jedyne o czym teraz marzę to kąpiel. Gorąca, długa kąpiel z bąbelkami.-Mruknął Justin ,zamykając powoli oczy przez dopadający go napad senności.-Jak bardzo mi się to marzy.-Uśmiechnął się delikatnie ,unosząc kąciki swoich pełnych ust do góry i odwracając głowę w stronę przyjaciela.
-O tak. Dobrze myślisz.-Odparł Alex ,popierając pomysł kolegi i skręcił ostro w lewo ,przyglądając się kolorowym światłom i dużym ,stojącym przy drodze palmom.-A przede wszystkim...-Nie zdążył dokończyć ,gdy Justin zrobił to za niego.
-Jeść.-Oboje wybuchli śmiechem i pogrążyli się w ciszy, która niezwłocznie ogarnęła przestrzeń między nimi.
Po niedługim czasie dotarli na miejsce. Weszli do domu ,otwierając drzwi kluczem i natychmiast ściągnęli ciężkie, zamoczone buty ,ważące teraz prawie tyle co gumowce. Wykąpali się po kolei i przygotowali coś ciepłego do jedzenia jak i picia ,po czym zasiedli na kanapie degustując się smakiem jajecznicy z podsmażaną kiełbasą i pomidorami zagryzaną bułką grahamką.
-Włącz coś w telewizji.-Burknął Alex z wypchaną jedzeniem buzią. Justin wziął pilota do ręki i przycisnął czerwony guzik.- Chyba się zaciął.-Wymamrotał przeżuwając jajecznicę i starając się zmienić kanał ,gdy coś przykuło ich uwagę. Nadawali wczorajsze wiadomości. Reporter wspomniał coś o uroczystości przekazania kluczy dla zasłużonego miastu pracownika, która została przełożona na miesiąc wcześniej, lecz nie to ich zaciekawiło, ale fakt ,że osobą przemawiającą na niej będzie Pan Nidelton. Justin przełknął jedzenie i popił je szybko prawie się zachłysnąwszy.
-Nie mamy czasu.

WYBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 87.

-Ale co się dzieje?-Odparła szybko ,odgarniając kosmyk swoich długich ,czarnych włosów za ucho ,ukazując mały purpurowy ,kryształowy, połyskujący kolczyk.
-Musisz mi pomóc.-Powiedział niezwłocznie Justin ,czując doskwierający mu jak i Alexowi dyskomfort z powodu przemoczonych butów.
-No dobrze ,ale o co dokładniej chodzi?-Stwierdziła zakłopotana Katy ,oglądając się co chwila za siebie ,rzucając swoje spojrzenie wzdłuż długiego, słabo oświetlanego korytarza ,prowadzącego do sąsiedniego pokoju, w którym przesiadywała właśnie reszta bandy.
-Potrzebne jest mi kilka informacji ,a dokładnie jedna.-Rzekł nieco zdenerwowany chłopak ,gdyż naprawdę chciał mieć to już za sobą ,a Jeremy wraz ze swoimi znajomymi tylko mu to utrudnili i musiał odwlec sprawę na później.-Kiedy opuszczacie mieszkanie. Kiedy jest wolne. W jakie dni? W jakich godzinach ,czy jesteście tu tylko chwilowo?-Powiedział szybko na jednym wydechu wyćwiczonymi od sportu i śpiewu płucach.
-Justin...To naprawdę zły moment.-Katy odparła dość cicho wciąż zerkając za siebie i zagryzła zmysłowo usta ,widząc jego roztrzepane ciemne ,blond włosy i zabójcze spojrzenie. Było w nim coś oprócz wyglądu ,co zawsze sprawiało ,że nie mogła opanować wnętrzności ,a serce skakało jej do gardła za każdym razem ,gdy zbliżał się do niej. Justin najwyraźniej to dostrzegł i puścił jej dyskretnie oczko ,co tylko wymalowało rumieńce na jej delikatnej twarzy.
-Dlaczego? To tylko chwila. Katy błagam cię.-Chłopak podszedł bliżej do okna ,znajdując się niemalże oko w oko z rozpromienioną dziewczyną.-Zrób to dla mnie.-Wyszeptał i oplótł palce na jej dłoni.
-Naprawdę nie teraz...-Dodała cicho jakby przepełniona strachem.-Nie chcę by ktoś cię teraz zobaczył. Wszyscy są pijani ,a mimo ,że Jeremy chce zakopać topór wojenny to i tak nie powstrzyma swojej agresji pod wpływem alkoholu. Wystarczy ,że ktokolwiek powie coś nie tak i wpadnie w furię. Uwierz mi.-Powiedziała swoim melodyjnym głosem ,który powoli i swobodnie rozniósł się po kuchni .
-Ale...-Justin miał już coś powiedzieć ,gdy z korytarza zaczęły dobiegać odgłosy czyiś kroków.
-Proszę idź już.-Pisnęła odpychając go od siebie ,próbując zamknąć okno i widząc jego smutne ,rozczarowane spojrzenie dotknęła dłonią szyby ,lecz gruby,męski głos tuż za jej plecami przerwał wszystko.
-Katy. Co tu się dzieje?

WYBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 86.

Błękitne oczy Alexa wypełniły się czymś na wyraz spokoju i determinacji. Czarne włosy zaczęły wydostawać się spod kaptura ,więc bez chwili zawahania zdjął go z głowy i roztrzepał machnąwszy nimi na bok.
-Musimy dowiedzieć się czegoś więc.-Powiedział tupiąc niecierpliwie nogą ,czując ucisk w klatce piersiowej ,zabierający mu oddech ,gdyż wszystko zaczynało do siebie pasować. Wszystko zaczynało iść w dobrym kierunku.
-Zawołam Katy.
-Nie. A co jak cię zauważą ?
-Spokojnie. Są odwróceni w drugą stronę i zbyt pijani.-Justin puścił mu nonszalancko oczko i wdrapał się ponownie ,kładąc dłonie na tym niemiłosiernie brudnym parapecie.-Jest Katy.-Wyszeptał ,oblizując powoli swoje pełne teraz już kremowe usta i machnął ręką ,starając się przyciągnąć jej uwagę. Dziewczyna dostrzegła jego gest i wskazała spojrzeniem na inne pomieszczenie po czym wstała. Wyglądała zabójczo. Jej smukłe, opalone ciało było przyodziane w krótką odsłaniającą jej szczupłe ,boskie nogi lawendową ,koronkową sukienkę z długimi rękawami z cieniutkiej siateczki w tym samym kolorze. Różowe szpilki z zaostrzonym czubkiem dodawały jej seksapilu ,a czarne, proste ,lśniące włosy kontrastowały z dużymi ,szmaragdowymi oczami. Jej usta pomalowane były na matowy ,delikatny róż. Jej ruchy sprawiły ,że Justin ,aż zagryzł usta i zeskoczył na dół lekko osłupiony tym,co właśnie zobaczył. Podobał mu się ten widok mimo ,że gdy byli razem widział ją również nieumalowaną ,rozpromienioną w zwykłej szarej piżamie.-Musimy obejść dom.-Dodał prędko przez zdyszenie ,które na nim wywołała. Udali się dookoła przy każdym kroku ,przytrzymując ścianę ,omijając okna ,które były bez zasłoń ,czy chociażby firanek. Dziwne ,że nie bali się ,iż ktoś w końcu zauważy ich obecność. Pokonali duży ,drewniany ,obdarty z białej farby płot i wskoczyli do małego ogródka już dawno nie pielęgnowanego ,znajdując się przy wielkim oknie prowadzącym do kuchni. Było znacznie niżej ,więc nie musieli trudzić się ,aby dostrzec to co znajdowało się w środku ,a dokładniej piękne, robiące wrażenie wnętrze. Marmurowe kafelki położone na ścianach i najlepszej klasy sprzęty domowe ,których większość osób nie posiada. O dziwo biały dywan gładko rozprowadzony po podłodze ,którego objętość nie zmalała mimo ,iż zapewne był tam już kilka lat. Był gruby i puchowy ,co musiało sprawiać naprawdę dużo radości ,gdy osoby tam wcześniej mieszkające wstawały ,by zrobić sobie filiżankę kawy i szły gołymi stopami po tym cudownie wyglądającym na miękki dywanie. Wzrok Justina przyciągnęła kosztowna i gustowna porcelanowa zastawa stołowa wykończona złotem ,stojąca na szklanym blacie. Szybko oderwał się od jej piękna myślami ,przenosząc wzrok na wchodzącą do pomieszczenia Katy ,która zauważywszy chłopaków podeszła do okna i uchyliła je prędko z wielkim ,onieśmielającym ich obu uśmiechem.
-Coś się stało?-Zapytała.
-Jesteś naszą ostatnią deską ratunku.

WYBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 85.

Rozwinął ją bardzo powoli ,ponieważ cała była zamoczona i papier kleił się do siebie ,a nie chciał zniszczyć tego co było na niej napisane ,gdyż mogło to być czymś ważnym i właściwie było.
-Co tam jest?-Powiedział niespokojnie Justin ,zaglądając koledze przez ramię ,starając się nie zaczepić znów o te okropnie uciążliwe kolce. Zdjął z głowy kaptur poprawiając swoje ciemne blond włosy i oblizując starannie usta ,zagryzając je delikatnie na końcu ,czując jak buty zaczynają mu przemakać.
-Nie uwierzysz!
-Co ? No mów ,a nie tworzysz tu trzymającą mnie w napięciu scenę. W teatrze nie jesteś.-Dodał Justin ,próbując rozluźnić atmosferę i chwycił jedną dłonią kartkę ,przyglądając się delikatnie rozmazanemu atramentowi pismu.- Plan?
-Ale zobacz czyj.-Odparł z tak ogromnym uśmiechem Alex ,że jego skóra prawie pękła z rozciągnięcia. Justin po chwili zrobił identycznie to samo.
-Co my tu mamy.-Uśmiechnął się szeroko.-Cały uknuty plan Jeremiasza.-Zaśmiał się głośno.
-Jeremiasza? Naprawdę?-Alex wybuchł śmiechem, nie mogąc stłumić emocji.-Jak on się zawsze na to denerwuje.-Roześmiał się jeszcze głośniej ,kładąc dłoń na swoim czole, próbując zamaskować wielki uśmiech ,co wcale mu nie pomogło, bo wyglądał teraz jak załamany komik.
-Czekaj ,czekaj.-Dodał Justin ,pozwalając schować się swoim śnieżnobiałym zębom i zaczął sunąć palcem wzdłuż kartki.
-Czego szukasz?
-To te numery. Zobaczę ,czy mówił prawdę.-Zmrużył delikatnie swoje głębokie, ciemne w mroku ,brązowe oczy ,a jego długie rzęsy sprawiły ,że wyglądał niczym najznakomitszy aktor ,grający właśnie w jednej z dramatycznych scen.
-I co? Widzisz tam gdzieś czwórkę?
-Nie. Jakiś Johnson, Berkler i inni ,ale mojego ojca nie ma.-Kontynuował pod wrażeniem.
-Więc był szczery.
-Tak. Przeprosił szczerze?- Powiedział zakłopotany całą sytuacją Justin i potrząsnął głową w niedowierzaniu ponownie ,przyglądając się planowi.-No nie ma go tu.-Dodał drapiąc się po głowie, psując nieco swoją fryzurę.-A to co?-Mruknął przybliżając kartkę do oczu do granic widzialności i przeczytał malutki napis i kilka cyfr zaznaczonych na czerwono w kółko.
-Co jest?-Zapytał zaciekawiony Alex ,ciesząc się ,że wiatr stał się znacznie cieplejszy.
-Tak jak mówiła Katy. On stara się zemścić na mordercy ich matki ,a reszta numerów ,które wciąż żyją nie są mu już potrzebne ,bo nie byli w to zamieszani. Jeśli znajdzie złotą zabije każdego ,kogo będzie chciał. I wiesz co jeszcze?
-Tak?
-Nikt inny jak Henry jest numerem siódmym. To jego szuka Jeremy.

WYBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 84.

-Cholera!-Wymamrotał szybko zeskakując na ziemię ,pochylając Alexa w dół. Zimne, mokre gałęzie znajdujących się obok nich krzaków herbacianych róż wczepiały się w ich ubrania swoimi ogromnymi kolcami i zadawały ostry ,nieprzyjemny ból prawie tak uciążliwy jak szczepionka ,którą otrzymują małe dzieci w wieku od ośmiu lat ,by zabezpieczyć się przed wieloma chorobami ,lecz to jedynie mogło doprowadzić ich do podrażnienia skóry lub nawet zakażenia jeśli kolce wbiją się głębiej. Lepka ,z wyglądu przekopana pod nimi ziemia rozchodziła się na boki w taki sposób ,że chłopcy niemalże się zapadali ,nie mogąc się odezwać ,ponieważ nadal bali się ,że zostali zauważeni. Justin oparł dłoń o ścianę starając się ominąć nadzwyczaj piękne, rozkwitnięte w pełni ,lecz raniące bez skrupułów róże i ponownie zajrzał do środka wgramoliwszy swoje zgrabne jak i umięśnione ciało na wyższy stopień. Podciągnął się z łatwością do góry i rozejrzał po pomieszczeniu. Wszyscy wrócili do rozmowy ,więc Katy musiała przekonać ich ,że tylko bez przyczyny zerknęła w tamtą stronę. Tego pomieszczenia Justin jeszcze nie widział. Na ścianach widniała tapeta w kolorze żywego pomarańczu ,a duży nieskazitelnie oczyszczony do cna przez ich bandę barek z najznakomitszym alkoholem stał otwarty niczym wrota do raju , jeśli tak można było to nazwać. Na każdej małej ,czarnej szafeczce znajdującej się w każdym z kątów mieszkania stał jakiś kwiat. Miały różne kolory ,lecz były tego samego gatunku. Od niebieskiego po czerwone. Ich długie łodygi i liście opadały swobodnie na ziemię ,lecz sprawiały wrażenie ,iż za chwilę upadną z hukiem pod własnym ciężarem ,bijąc przy tym kryształowe doniczki wypełnione przeróżnymi ozdobami. Jeremy siedział na jednym z kilku czarnych ,skórzanych ,wysadzanych w niektórych miejscach ledwo dostrzegalnymi dla oka klejnotami w ciemnozielonym kolorze fotelu ,a chyba gorsze osoby z jego bandy zasiadały na równie gustownych pufach. Wszyscy byli dość pijani ,gdyż na samym środku potężnego ,tłumiącego ,szklanego stołu z metalowymi nóżkami stały puste butelki po przeróżnych winach i likierach. Popiół rozsypany gdzieś na ziemi przez niedopałki papierosów sprawiał ,iż pomieszczenie wyglądało jeszcze bardziej niechlujnie ,a ciemnobrązowe panele ,które powinny błyszczeć ,lepiły się od truskawkowego soku na nich rozlanego. Justin zeskoczył z powrotem na dół i przykucnął znajdując się już na ziemi.
- Czasu jest coraz mniej. Musimy coś w końcu wymyślić. Nie mam ochoty spędzić tu reszty życia. Chcę wrócić jeszcze do domu i porozmawiać z mamą. To robi się dość uciążliwe.-Odparł szybko ,pocierając swoje zabrudzone od parapetu ręce ,starając się je trochę oczyścić.
-Myślisz ,że mi się tu podoba? Gdyby nie to wszystko mógłbym tu nawet odpocząć, ale tęsknię za Los Angeles. Dlaczego nie możemy żyć sobie jak inne dzieciaki?-Dodał z rezygnacją w głosie Alex,gdy nagle ujrzał zgniecioną małą kartkę ,leżącą na ziemi.

WYBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 83.

Kto to mógł być? Kto chciałby ,a zwłaszcza mógłby przyjeżdżać do opuszczonej posiadłości ,która na dodatek wyglądała przyzwoicie i raczej nikt nie spodziewałby się ,że ten lokal jest opuszczony od wielu lat. Kto w ogóle odważyłby się wtargnąć na czyjąś posesję nie pytając? Oczywiście żadna osoba nie przychodziła Justinowi i Alexowi do głowy oprócz ich samych. Stali tak przez chwilę ,zerkając na siebie niepewnie z rękoma ,wędrującymi do kieszeni ich czarnych niczym węgiel spodni.
-A niech to!-Warknął Alex ,pozwalając swoim błękitnym oczom zabłysnąć w złości.-Nie wzięliśmy broni!-Powiedział zirytowany kręcąc się w kółko i wciąż ,nie mogąc zapomnieć o swoich nowych ,zabrudzonych po kostki butach.-Jak mogliśmy przeoczyć tak ważną rzecz!-Krzyknął dość głośno ,kładąc natychmiastowo dłoń na swoich czerwonych od przygryzania ustach i rozejrzał się ,by upewnić się ,czy aby nikt ich nie podgląda. W ciemności nie było wiele widać ,a to miejsce naprawdę przyprawiało o gęsią skórkę. Znajdowali się w centrum miasta, ale w jakiejś dziwnej alejce ,przypominającej te ,do których zwykle w filmach przychodzą najgorsze gangi w celu pohandlowania dragami lub zabicia kogoś. Ciałem Alexa wstrząsnął chłodny wiatr ,który zerwawszy się prędko uniósł do góry starą stronę z jakiejś gazety. Jej tytuł był niewidoczny ,ponieważ podobnie jak buty chłopaka była cała zabrudzona. W tym miejscu było coś dziwnego. W Miami zasadniczo nie pada deszcz ,a tutaj jest błoto? Ktoś musiał tu być dość niedawno i jest tu również teraz ,ale z pewnością nie przyjechał tu ,aby podlewać kwiaty ,które i tak dawno temu uschły. Były całe brązowe i szeleściły cicho ,gdy tylko lekki powiew je poruszył ,pozwalając niektórym płatkom z nich odpaść.
-Dobra trzeba zajrzeć do środka. Broń nam się nie przyda.-Odparł Justin ,zaciskając kaptur na głowie nieco mocniej ,przygotowując się do zajrzenia do środka.
-Oczywiście ,że nam się nie przyda, bo chciałbym ci przypomnieć, że jej nie mamy.-Burknął oburzony Alex i schował swoje kruczoczarne włosy pod grubym materiałem bluzy również zaciskając kaptur.
-Daruj sobie sarkazmy.-Powiedział ani trochę poruszony Justin ,a jego delikatna ,lecz męska twarz wyglądała dość ostro ,gdy wytężył szyję ,aby rzucić spojrzenie do środka ,trzymając dłonie na znajdującym się nieco wysoko ,okurzonym parapecie.-Alex choć tu!-Rzucił mu ,ponaglając go.
-Jeremy? I cała jego ekipa? Przecież wczoraj ich tu nie było.-Zeskoczył z kawałka wystającego ze ściany ,siwego kamienia ,który pomógł mu utrzymać się na takiej wysokości ,by dostrzec cokolwiek.
-Jest Katy.-Powiedział cicho Justin nadal bacznie ,obserwując całe zdarzenie. I Patricia.-Kontynuował ,chcąc rozejrzeć się dokładniej ,gdy nagle poczuł spojrzenie Katy na sobie i dostrzegł ,że wszyscy zaczynają odwracać się w jego stronę.

WYBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 82.

-Ale po co?-Odparł wciąż niezrozumiale Alex. Jego kruczoczarne włosy lśniły postawione na żel ,a bordowa zwiewna koszulka dopełniała całego wyglądu nie kontrastując z ciemną opalenizną. Chłopak był wysoki i dobrze zbudowany coś na wygląd Justina ,choć różnili się całkiem ,mimo to byli sobie bliscy niczym bracia. Usta Alexa były o wiele węższe od kolegi ,a nogi dość dłuższe co sprawiało ,że wydawał się wyższy ,bo być może był ,lecz kto by zwracał na to uwagę.
-Czuję ,że zbliżamy się do końca. Czuję ,że jesteśmy coraz bliżej.-Powiedział z uśmiechem na twarzy , przepełniony entuzjazmem i nieoczekiwaną radością.
-Chodźmy do środka. Opowiesz mi wszystko i skoro mamy jechać musimy pierw coś zjeść. Nie mam zamiaru umierać z głodu ,albo wstydzić się burczenia ,dobiegającego z wnętrzności mojego brzucha.-Odpowiedział Alex ,ściskając na nim dłonie i krocząc po rozgrzanym, złotym piasku rozchodzącym się pod nogami. Weszli do środka otwierając tym razem drzwi ,ponieważ nie chcieli żadnych niespodzianek. Stanęli na środku pokoju ,ciesząc się odrobiną cienia i chłodem panującym w mieszkaniu.
-Zeszłej nocy szukaliśmy Diany . Wtedy rozglądałem się po pewnym pokoju na dole i wcześniej nie przywiązałem do tego uwagi ,ale teraz już wiem.-Powiedział Justin otwierając szeroko oczy.
-Dokładniej?-Burknął Alex zamykając drzwi srebrnej ,wielkiej lodówki.
-Na fortepianie był wygrawerowany ten napis ,który widniał w wskazówce. To nie był przypadek. Tylko co ten mężczyzna ,którego kiedyś spotkałem ma z tym wspólnego?-Odparł zastanawiając się głęboko i zerknął na godzinę w swoim delikatnie zarysowanym Black Berry. Jego pełne usta zaschły ,dlatego natychmiast je oblizał, nadając im nieskazitelnego połysku i namiętności.
-Więc już mamy plan na dzisiejszy wieczór.-Alex uśmiechnął się ,znajdując wreszcie coś do jedzenia ,a zwłaszcza kanapki z masłem orzechowym ,które ubóstwiał ponad wszystko. Jak to mówią ludzie,, niby mała rzecz,a cieszy" .
Minęło kilka godzin. Czas upłynął dość szybko ,którego tak naprawdę nie mieli i ubrani w ciepłe ,identyczne czarne bluzy z kapturem i rurki tego samego koloru różniące się jedynie materiałem wysiedli z ferrari tuż obok miejsca odwiedzonego przez nich zeszłej nocy. Zrobili kilka kroków ,kierując się w stronę opuszczonego mieszkania ,gdy nagle Alex wpadł swoimi nowymi ,białymi adidasami w gęste ,lepkie błoto.
-Zabij mnie!-Wrzasnął wściekły ,patrząc bezradnie na buty.
-Nie bądź babą. Umyjesz je jak wrócimy ,a teraz rusz swoje szanowne cztery litery i jeśli możesz chodź ze mną.-Syknął poddenerwowany Justin ,nie dowierzając w słowa przyjaciela. Podeszli dość blisko i stali już przy ścianie mieszkania ,gdy nagle ciepłe światło rozpromieniało wewnątrz rzucając długie smugi świetlne na chłopców. Nie byli sami.

WYBUDZONY ZE SNU. CZĘŚĆ 81.

Justin siedział chwilę nieruchomo , nie mogąc uporządkować myśli. Wiatr stał się cieplejszy w zasadzie gorący ,a na jego czole zaczęły wymalowywać się delikatne oznaki potu ,które natychmiast odeszły w zapomnienie ,gdy krew w jego ciele się zmroziła na wskutek niedowierzania.
-Niemożliwe.
-Ale co jest dla ciebie niezrozumiałe?
-Myślisz ,że ci uwierzę ? Zapomniałeś o jednym Jeremiaszu.-Powiedział tak specjalnie, gdyż wiedział jak bardzo Jeremy nie znosił ,gdy ktoś tak na niego mówił i zadowolił się wewnątrz widząc jak chłopak się lekko naburmuszył .
-O czym mogłem zapomnieć ,skoro to nie ja jestem mordercą?-Syknął wciąż myśląc o denerwującej pełnej nazwie swojego imienia, gdy ocuciły go chłodne niczym lód słowa Justina.
-Zostawiłeś kartkę na blacie ,gdzie i kiedy mamy się spotkać, więc nie zaprzeczaj.-Powiedział oschle czując mocny ucisk w brzuchu i niemiłe ukłucie w sercu ,przypominając sobie ten moment, w którym znalazł tatę na ziemi i przeniósł pełen nienawiści ,zabójczy wzrok na Jeremiego ,próbując jakby go nim zgładzić ,oczywiście bez skutku.
-Owszem. Zostawiłem ,ale to nie tak jak myślisz. Gdy wszedłem do środka twój tata był w innym pokoju ,więc musiałem być cicho. Napisałem ,co musiałeś wiedzieć i gdy już miałem udać się do wyjścia oni wtargnęli do środka. Trzydziestu uzbrojonych mężczyzn ,którzy pracowali dla numerów ,których się pozbyłem. Myśleli ,że twój ojciec ze mną współpracował i go chwycili ,gdy ja niezauważony wybiegłem tylnymi drzwiami i udałem się do auta. Nie byłbym w stanie. Nie go.-Odparł ze szczerością w głosie wstając z twardej , nagrzanej niemiłosiernie od słońca ławki i poklepał Justina po ramieniu w dobrym geście ,choć nie robił tego bardzo dawno i nie wiedział jak zareaguje. Nie mógł stracić szansy do odnalezienia broni ,a Justin właśnie był taką szansą. Jedyną i niepowtarzalną ,lecz jego słowa były szczere.-Przemyśl to.-Powiedział spokojnie ,odchodząc. Justin wstał roztrzęsiony ,odprowadzając Jeremiego wzrokiem tuż za rozdzierające się wzdłuż ścieżki gęste ,zielone z czerwonymi kwiatami krzewy i podążył do przyjaciół bacznie, obserwujących całe wydarzenie. Opowiedział prędko o tym ,co miało miejsce i zaczerpnął łyk chłodnego , błękitnego napoju przygotowanego przez Lucasa.
-Może to podstęp?-Powiedział niemalże pewny Alex.
-Może.-Dodał Justin ,choć coś mówiło mu ,że jednak Jeremy nie kłamał. Przeniósł swój wzrok na zegarek ,zwisający na jego nadgarstku i ,gdy już miał znów się napić jego źrenice rozszerzyły się.-Po złotej stronie widzisz to co piękne, lecz nie dostrzegasz tego ,co wewnątrz.
-Co? Przecież już wyjąłeś tę kartkę.-Powiedział zakłopotany Alex ,patrząc na przepełnionego ekscytacją Justina.
-Musimy jechać! Wiedziałem ,że coś mi to przypominało.
-Ale gdzie? Co?
-Ten napis. Widziałem go wygrawerowanego na fortepianie.
-O czym ty mówisz?
-Musimy wrócić do tamtego domu , z tamtej nocy.