-Ale po co?-Odparł wciąż niezrozumiale Alex. Jego kruczoczarne włosy lśniły postawione na żel ,a bordowa zwiewna koszulka dopełniała całego wyglądu nie kontrastując z ciemną opalenizną. Chłopak był wysoki i dobrze zbudowany coś na wygląd Justina ,choć różnili się całkiem ,mimo to byli sobie bliscy niczym bracia. Usta Alexa były o wiele węższe od kolegi ,a nogi dość dłuższe co sprawiało ,że wydawał się wyższy ,bo być może był ,lecz kto by zwracał na to uwagę.
-Czuję ,że zbliżamy się do końca. Czuję ,że jesteśmy coraz bliżej.-Powiedział z uśmiechem na twarzy , przepełniony entuzjazmem i nieoczekiwaną radością.
-Chodźmy do środka. Opowiesz mi wszystko i skoro mamy jechać musimy pierw coś zjeść. Nie mam zamiaru umierać z głodu ,albo wstydzić się burczenia ,dobiegającego z wnętrzności mojego brzucha.-Odpowiedział Alex ,ściskając na nim dłonie i krocząc po rozgrzanym, złotym piasku rozchodzącym się pod nogami. Weszli do środka otwierając tym razem drzwi ,ponieważ nie chcieli żadnych niespodzianek. Stanęli na środku pokoju ,ciesząc się odrobiną cienia i chłodem panującym w mieszkaniu.
-Zeszłej nocy szukaliśmy Diany . Wtedy rozglądałem się po pewnym pokoju na dole i wcześniej nie przywiązałem do tego uwagi ,ale teraz już wiem.-Powiedział Justin otwierając szeroko oczy.
-Dokładniej?-Burknął Alex zamykając drzwi srebrnej ,wielkiej lodówki.
-Na fortepianie był wygrawerowany ten napis ,który widniał w wskazówce. To nie był przypadek. Tylko co ten mężczyzna ,którego kiedyś spotkałem ma z tym wspólnego?-Odparł zastanawiając się głęboko i zerknął na godzinę w swoim delikatnie zarysowanym Black Berry. Jego pełne usta zaschły ,dlatego natychmiast je oblizał, nadając im nieskazitelnego połysku i namiętności.
-Więc już mamy plan na dzisiejszy wieczór.-Alex uśmiechnął się ,znajdując wreszcie coś do jedzenia ,a zwłaszcza kanapki z masłem orzechowym ,które ubóstwiał ponad wszystko. Jak to mówią ludzie,, niby mała rzecz,a cieszy" .
Minęło kilka godzin. Czas upłynął dość szybko ,którego tak naprawdę nie mieli i ubrani w ciepłe ,identyczne czarne bluzy z kapturem i rurki tego samego koloru różniące się jedynie materiałem wysiedli z ferrari tuż obok miejsca odwiedzonego przez nich zeszłej nocy. Zrobili kilka kroków ,kierując się w stronę opuszczonego mieszkania ,gdy nagle Alex wpadł swoimi nowymi ,białymi adidasami w gęste ,lepkie błoto.
-Zabij mnie!-Wrzasnął wściekły ,patrząc bezradnie na buty.
-Nie bądź babą. Umyjesz je jak wrócimy ,a teraz rusz swoje szanowne cztery litery i jeśli możesz chodź ze mną.-Syknął poddenerwowany Justin ,nie dowierzając w słowa przyjaciela. Podeszli dość blisko i stali już przy ścianie mieszkania ,gdy nagle ciepłe światło rozpromieniało wewnątrz rzucając długie smugi świetlne na chłopców. Nie byli sami.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz