-Cholera!-Wymamrotał szybko zeskakując na ziemię ,pochylając Alexa w dół. Zimne, mokre gałęzie znajdujących się obok nich krzaków herbacianych róż wczepiały się w ich ubrania swoimi ogromnymi kolcami i zadawały ostry ,nieprzyjemny ból prawie tak uciążliwy jak szczepionka ,którą otrzymują małe dzieci w wieku od ośmiu lat ,by zabezpieczyć się przed wieloma chorobami ,lecz to jedynie mogło doprowadzić ich do podrażnienia skóry lub nawet zakażenia jeśli kolce wbiją się głębiej. Lepka ,z wyglądu przekopana pod nimi ziemia rozchodziła się na boki w taki sposób ,że chłopcy niemalże się zapadali ,nie mogąc się odezwać ,ponieważ nadal bali się ,że zostali zauważeni. Justin oparł dłoń o ścianę starając się ominąć nadzwyczaj piękne, rozkwitnięte w pełni ,lecz raniące bez skrupułów róże i ponownie zajrzał do środka wgramoliwszy swoje zgrabne jak i umięśnione ciało na wyższy stopień. Podciągnął się z łatwością do góry i rozejrzał po pomieszczeniu. Wszyscy wrócili do rozmowy ,więc Katy musiała przekonać ich ,że tylko bez przyczyny zerknęła w tamtą stronę. Tego pomieszczenia Justin jeszcze nie widział. Na ścianach widniała tapeta w kolorze żywego pomarańczu ,a duży nieskazitelnie oczyszczony do cna przez ich bandę barek z najznakomitszym alkoholem stał otwarty niczym wrota do raju , jeśli tak można było to nazwać. Na każdej małej ,czarnej szafeczce znajdującej się w każdym z kątów mieszkania stał jakiś kwiat. Miały różne kolory ,lecz były tego samego gatunku. Od niebieskiego po czerwone. Ich długie łodygi i liście opadały swobodnie na ziemię ,lecz sprawiały wrażenie ,iż za chwilę upadną z hukiem pod własnym ciężarem ,bijąc przy tym kryształowe doniczki wypełnione przeróżnymi ozdobami. Jeremy siedział na jednym z kilku czarnych ,skórzanych ,wysadzanych w niektórych miejscach ledwo dostrzegalnymi dla oka klejnotami w ciemnozielonym kolorze fotelu ,a chyba gorsze osoby z jego bandy zasiadały na równie gustownych pufach. Wszyscy byli dość pijani ,gdyż na samym środku potężnego ,tłumiącego ,szklanego stołu z metalowymi nóżkami stały puste butelki po przeróżnych winach i likierach. Popiół rozsypany gdzieś na ziemi przez niedopałki papierosów sprawiał ,iż pomieszczenie wyglądało jeszcze bardziej niechlujnie ,a ciemnobrązowe panele ,które powinny błyszczeć ,lepiły się od truskawkowego soku na nich rozlanego. Justin zeskoczył z powrotem na dół i przykucnął znajdując się już na ziemi.
- Czasu jest coraz mniej. Musimy coś w końcu wymyślić. Nie mam ochoty spędzić tu reszty życia. Chcę wrócić jeszcze do domu i porozmawiać z mamą. To robi się dość uciążliwe.-Odparł szybko ,pocierając swoje zabrudzone od parapetu ręce ,starając się je trochę oczyścić.
-Myślisz ,że mi się tu podoba? Gdyby nie to wszystko mógłbym tu nawet odpocząć, ale tęsknię za Los Angeles. Dlaczego nie możemy żyć sobie jak inne dzieciaki?-Dodał z rezygnacją w głosie Alex,gdy nagle ujrzał zgniecioną małą kartkę ,leżącą na ziemi.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz