Jego męską twarz owiał chłodny nocny wiatr ,a on rozejrzał się po pustej niemalże plaży. Wokół zostało tylko kilka osób siedzących przy wielkim ognisku i śmiejących się głośno przy paru butelkach piwa. Wyglądali na szczęśliwych. To uczucie opuściło Justina od dłuższego czasu. Stanął chwilę w bezruchu przyglądając się całej sytuacji ,gdy zauważył tam jedną wesołą ,rozpromienioną dziewczynę. Od tyłu wyglądała bardzo znajomo ,ale nie zwracał na to dłużej uwagi i skierował się w stronę ciemnej ścieżki prowadzącej wgłąb lasu. Wziął do ręki pochodnię wbitą w piasek i wypowiedział do siebie cicho.
-Odnajdę Cię księżniczko. Nie pozwolę Ci umrzeć.-Jego głos zadrżał. Nie mógł powiedzieć Alexowi ,że Diana żyje. Nie chciał by coś mu się stało. Nie mógł go narażać. Nie mógł narazić jego życia. Przełknął teraz w skupieniu ślinę i rozpraszając mrok rozciągający się wzdłuż niekończącej się ścieżki zrobił pierwszy krok. Z każdym kolejnym ruchem jego serce biło szybciej i szybciej. Było coraz chłodniej. Powietrze stało się bardziej zimne i wilgotne. Wszystko wokół było ukryte w ciemności ,a pochodnia nie dawała wystarczająco światła najgorsze ,że zaczynała gasnąć. Justin próbował utrzymać płomień jak najdłużej ,ale nie wychodziło mu to najlepiej . Nawet nie wiedział czego szukać. Myślał ,że dziewczyna może jest związana gdzieś w lesie. Każde miejsce mogło być miejscem ,w którym ona się własnie znajdowała. Poczuł gęsią skórkę ,ponieważ zrobiło się naprawdę zimno. Chłód przeszył jego ciało ,a gruba czarna bluza zamokła. Rozejrzał się wokół próbując coś dostrzec i odgarnął dłonią paprocie zasłaniające mu wszystko. Jego twarz zmizerniała . Usiadł na jakimś kamieniu wzdychając głęboko i chowając twarz w dłonie ,gdy pochodnia zaczęła gasnąć. Justin nie zwrócił na to uwagi do pewnego momentu. Zerwał się szybko słysząc szelest blisko niego. Jego serce niemalże wyskoczyło mu z klatki piersiowej .
-Kto tu jest?-Powiedział niepewnie machając pochodnią na wszystkie strony.-Pokaż się.-Dodał zestresowany ,gdy nagle pochodnia zgasła.-Nie , nie ,nie teraz.-Burknął do siebie próbując w strachu wyciągnąć swój telefon by włączyć latarkę ,ale kroki było słychać coraz bliżej.-Cholera.-Krzyknął do siebie ,gdy jego serce zamarło . Ktoś położył dłoń na jego ramieniu.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz